Starałam się, ale nie podołałam i nie udało mi się napisać kolejnego rozdziału. Wielokrotnie się do tego zabierałam, ale po prostu to opowiadanie mi się... znudziło. Nie wiedziałam jak pokierować losem bohaterów, jak to wszystko ładnie ubrać w słowa. Mimo, że było Was niewiele to i tak przepraszam tych, którzy czekali na 32. rozdział. Ale, żeby nie zostawić Was w niepewności, napiszę teraz krótko jak historia Jess potoczyłaby się dalej:
Podczas pobytu w Los Angeles między Jessicą a Jaredem zaczęło się psuć.Do tej pory przecież siedzieli tylko w domu, a na wakacjach często się kłócili o głupie rzeczy. Do NY wrócili skłóceni. Postanowili sobie zrobić przerwę w związku. W tym czasie Jess dużo czasu spędzała nie tylko z Grace, Emmą, Austinem i Scottem, ale też z Lukasem. Jednak okazało się, że to Lukas jest ojcem dziecka Holly, więc oczywiste, że tego dla Jessiki było już za wiele. Potem nadszedł kwiecień, a co za tym idzie ślub Alex i Willa. Tak jak miało to być na początku, Jess poszła z Austinem. Wszyscy świetnie się bawili, wesele udało się w 100%, a Emma poznała przystojnego kuzyna Willa, z którym od razu znalazła wspólny język. Z Jaredem postanowili zostać przyjaciółmi, stwierdzili, że nie pasują do siebie tak na dłuższy dystans. A więc jak zapewne już wiecie, Austin był w siódmym niebie :D Paczka przyjaciół z pięciu osób powiększyła się do sześciu (kuzyn Willa - Jake). Nawet czasami Jared z nimi wychodził. Co do Jareda, znalazł pracę i się ustatkował. Rok szkolny dobiegł końca, wakacje spędzili w swoim gronie. Austin i Jessica nareszcie byli w pełni ze sobą szczęśliwi. ♥
Tak, to tyle. Opowiadanie dobiegło końca. I tak za długo zwlekałam z jego zakończeniem. Fanki Austina pewnie są zadowolone z zakończenia, inni może niekoniecznie ;P No ale nie mogłam uszczęśliwić wszystkich.
Niedługo na moim nowym blogu pojawi się pierwsza notka. Gdy tylko to się stanie, wejdę tu i podam Wam link. Nie wiem czy są tu Directioners, bo fanfiction będzie właśnie z tym zespołem. Nawet jeśli nie ma, to i tak zapraszam :)
Opuszczamy Nowy Jork i do zobaczenia w... Londynie :)
Całusyyy :*****
@lalalovvv
sobota, 20 lipca 2013
niedziela, 9 czerwca 2013
Rozdział 31. !
„Cudownie jest mieć kogoś,
kto samym uśmiechem sprawia, że życie staje się piękniejsze…”
Obserwowałam przez okno jak szybko
wznosiliśmy się ponad powierzchnię ziemi. Usadowiłam się wygodnie w fotelu, w
którym miałam spędzić kolejne 5 godzin.
-Skarbie,
co się dzieje? Już jak wczoraj wróciłaś, byłaś jakaś taka smutna.. – spytał
Jared.
-Nic,
może jestem trochę zmęczona i przybita ciągłym siedzeniem w domu.
-Obiecuję,
że najbliższe cztery dni będą pełne wrażeń. – uśmiechnął się, co odwzajemniłam.
Zastanawiałam
się, czy o wszystkim powiedzieć Jaredowi, ale stwierdziłam, że to tylko popsuje
nam wyjazd. Mam zamiar odpocząć i się rozerwać. Przymknęłam oczy i nawet nie
wiem kiedy zasnęłam.
Poczułam
jak ktoś lekko szturcha mnie w ramię. Otworzyłam powoli oczy.
-Co
się dzieje?
-Już
jesteśmy na miejscu, wstawaj. – mrugnął do mnie.
Na
lotnisku zabraliśmy swoje bagaże i szukaliśmy wzrokiem Alex i Willa.
-Tam
są! – wskazał.
Przeciskając
się między ludźmi staraliśmy się do nich podejść, co zajęło nam chwilę, bo był
naprawdę wielki tłok.
-Alex!
– przytuliłam się do siostry.
Witaliśmy
się wszyscy przez dobre kilka minut.
-Dobra,
jedziemy stąd, mam dość tych przepychających się ludzi. – zadecydował Will.
Pół godziny później już staliśmy pod
ich domem. Byłam tu dopiero drugi raz w życiu, pierwszy raz dwa lata temu z
rodzicami, jak jeszcze mieszkaliśmy w Ohio. Przyznaję, dużo się tu zmieniło.
-Jak
tu pięknie.. – to była moja pierwsza reakcja po tym, jak przekroczyłam próg.
-No
sporo pozmienialiśmy odkąd byłaś tu ostatnim razem. W sumie to wszystko. –
uśmiechnęli się oboje.
-Rozpakujcie
się, zaraz coś zjemy i możemy ruszać na plażę, a wieczorem na miasto. – Will
wyszczerzył się, wyraźnie zadowolony na myśl o nadchodzących rozrywkach.
Pokój gościnny urządzili naprawdę
ślicznie. Ciemne drewno na podłodze, jasne mebelki, kremowa tapeta w delikatny
motyw kwiatowy i wszystkie dodatki w odcieniach beżu i brązu.
-Aż
żal będzie odjeżdżać.. – stwierdził Jared po krótkim zastanowieniu się, po czym
wybuchnęliśmy śmiechem.
-Źle
ci u mnie? – wytknęłam mu język.
-Przecież
wiesz, że nie. – przybliżył się do mnie oplatając swoimi dłońmi moją talię i
składając całusa na moich ustach.
-Słodziak.
– szepnęłam mu do ucha i wtuliłam w szyję ukochanego.
Postanowiliśmy wybrać się na plażę
pieszo, to tylko 30 minut spacerkiem. Nie było upalnie, bo to w końcu luty, ale
temperatura osiągała 22°, a to wystarczająco, by móc
posiedzieć na plaży.
Razem z Alex rozłożyłyśmy sobie leżaki i już po chwili
leniuchowałyśmy.
-Idziemy się kąpać. – oznajmili chłopacy.
-Nie przesadzajcie, woda o tej porze roku jest chłodna.
Najwyżej 15°…
-A tam, co to tam dla nas. – odparli i tyle ich było widać.
-Idioci.. – powiedziałam i razem z Alex zaczęłyśmy się
śmiać.
-Pamiętam jak byliśmy na Long Beach z Austinem. –
powiedziała.
-Haha,
też to pamiętam.
Zamknęłam
oczy i ukazały mi się obrazy z tamtego czasu tak jakby to było wczoraj.
-Za
dwa miesiące ślub, jak się z tym czujesz? – spytałam, zmieniając temat.
-Cóż,
jestem podekscytowana. – zobaczyłam w jej oczach iskierki. – Ten dzień zbliża
się wielkimi krokami. Codziennie z Willem coś wybieramy na uroczystość, czuję
się wtedy taka szczęśliwa..
-Cieszę
się twoim szczęściem, siostrzyczko. – szczerze się uśmiechnęłam.
-A
tak sobie myślę, bo coś mi się przypomniało... na nasz ślub miałaś iść z
Austinem, pamiętasz? Teraz to raczej niemożliwe. – mrugnęła do mnie.
-Pamiętam..
Ale pewnie i tak jest zaproszony, mam rację?
-Oczywiście,
tak samo jak Grace, Emma i Scott. – wyszczerzyła się.
-Och,
szykuje się impreza roku. – rozmarzyłam się.
-I
to już za 2,5 miesiąca!
Tak jak mieliśmy w planach, do ok.
godziny 17 byliśmy na plaży. Potem wróciliśmy do domu.
-Nie
ma na co czekać, szykujcie się do wyjścia, bo znając baby, to zajmie wam to
godziny.
-Patrzcie
jaki mądrala. – zaśmiałam się na słowa Willa.
-Taka
prawda. – Jared przyznał mu rację.
-Dobra,
chodź Jess, bo zaraz nie wytrzymam z tymi ich tekstami..
Cała
ta dyskusja była bardzo komiczna.
Zastanawiałam się co mam ubrać. W
końcu zdecydowałam się na małą czarną, do tego bransoletkę i szpilki. Alex
założyła krótką sukienkę w morskim kolorze, plus kolczyki-pióra i szpilki.
Zrobiłyśmy makijaż, fryzury i byłyśmy gotowe.
-Spójrz
na nas, wyglądamy jak gwiazdy. – zaśmiałyśmy się.
-Tak,
zgadzamy się z tym.
Odwróciłam
się. W drzwiach stało dwóch przystojniaków, ale mój wzrok zatrzymał się tylko
przy jednym. Miał na sobie kremowe spodnie i ciemną koszulkę podkreślającą jego
mięśnie. Podszedł do mnie z tym sławnym uśmieszkiem i złapał mnie za rękę.
-Wyglądasz
cudownie. – szepnął.
-Dziękuję,
ty tak samo. – uśmiechnęłam się.
-Chodź.
– pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Pod klubem roiło się już tysiące
ludzi. „Zapowiada się niesamowita noc” – pomyślałam. Taksówkarz zaparkował
niedaleko wejścia.
-Nie
oddalaj się ode mnie, nie chcemy by coś ci się stało. – mocno objął mnie Jared,
na co wywróciłam oczami.
-Bez
przesady, jestem dużą dziewczynką. – wytknęłam mu język.
-Skarbie,
nasz ostatni wypad do klubu nie należy do udanych, więc uważajmy by to się nie
powtórzyło. – odparł smutno.
Przełknęłam
ślinę na myśl o tamtych wydarzeniach. Lecz nic nie wskazywało na to, by i tym
razem coś miało pójść nie tak…
Weszliśmy
do klubu. Uderzyło mnie gorące powietrze przepełnione zapachem potu, alkoholu i
dobrej zabawy.
-Mogę
panią prosić do tańca? – usłyszałam głos Jareda i od razu szeroko się
uśmiechnęłam.
-Oczywiście,
z wielką przyjemnością.
Na
parkiecie był taki ścisk, że nie było zbytnio wiele możliwości do tańców.
Poczułam dłonie mojego partnera oplatające moją talię. Zrobiłam to samo wokół
jego szyi. Czułam jego gorący oddech przy moim uchu co sprawiło, że dostałam
gęsiej skórki. Nasze ciała dotykały się w każdym milimetrze.
-Kocham
cię. – powiedziałam na tyle głośno, by mógł usłyszeć mimo gwaru dookoła nas.
-Ja
ciebie też. – odpowiedział, po czym złączył nasze usta.
Świat
wokół zniknął. Całował mnie coraz bardziej łapczywie, po chwili poczułam jego
język przy moim. W brzuchu wirowało mi tysiące, a nawet miliony motyli. Coś
było innego. To tak, jakbyśmy całowali się po raz pierwszy.
-Tak
bardzo cię pragnę.. – szepnął do mnie tak, że aż przeszły mnie ciarki.
Uśmiechnęłam
się, przygryzając dolną wargę.
-Wiem,
że też tego chcesz.. – mruknął.
Z
powrotem zaczął mnie całować, a jego dłonie zjechały na moje pośladki, w tym
samym czasie moje wędrowały po jego umięśnionych plecach.
-Jess,
nie podniecaj mnie tak. – jęknął.
-Bo..?
– postanowiłam się z nim trochę podroczyć.
-Bo
się zaraz na ciebie rzucę. – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
-W
sumie to by było miłe. – szepnęłam, przygryzając płatek jego ucha.
-Sama
się o to prosiłaś. – usłyszałam tylko, po czym przerzucił mnie sobie przez
ramię i zaczął iść w kierunku, gdzie nie było takiego tłoku.
Postawił
mnie, po czym przygwoździł do ściany, napierając na mnie swoim ciałem.
-Teraz
też jesteś taka mądra? – pocałował moją szyję.
-Tak..
– mruknęłam.
-To
może jedziemy do domu?
-W
sumie nie chce już mi się tańczyć. – wyszczerzyłam się.
-Tak
tak, ja wiem dlaczego. – zaśmiał się i pociągnął mnie w stronę wyjścia.
___________________________
Taki tam nudny rozdział.. Wiem, przepraszam, że mnie tyle nie było. Nie mogłam się zabrać do dokończenia rozdziału. :< Ale dziękuję, że do mnie pisaliście i interesowaliście się, bo gdyby nie to, to nie wiem kiedy bym to napisała. Po drugie, chcę by to opowiadanie zmierzało już ku końcowi. Uważam, że nie należy do najciekawszych co widać po jego popularności. Ale bez obaw, będzie jeszcze kilka ważnych rozdziałów, postaram się dobić do równej 40. Poza tym nie kończę z pisaniem, więc jeśli tylko będziecie chcieli czytać coś mojego to oczywiście :* Mam nadzieję, że lubicie fanfiction. Tak więc do następnego, na który na pewno nie będziecie musiały czekać tak długo jak na ten. ;3 bye ♥
@lalalovvv
wtorek, 9 kwietnia 2013
Rozdział 30.
*trzy
dni później*
-Hej
śpiochu.. – usłyszałam, chwilę później otwierając oczy. Jak zwykle nadpobudliwy
Jared nie mógł wytrzymać kilka chwil w spokoju i poczekać aż się obudzę.
-Mhm…
-Jutro
jedziemy do Alex i Willa.. – powiedział i uśmiechnął się.
-Wiem,
wiem.. – starałam się odwzajemnić.
-Oj,
ktoś tu się nie wyspał. Przepraszam. – delikatnie mnie pocałował. Przyznaję, po
tym humor lekko mi się poprawił.
Miałam koszmarny sen. Wszystkie
osoby, które w różny sposób są lub były bliskie mojemu sercu, stały naprzeciwko
mnie i wyrzucały mi moje błędy. To moja wina, moja wina. Tylko i wyłącznie moja.
Te i inne głupie myśli krążyły mi po głowie od samego rana. Jeszcze wtedy nie
wiedziałam, że ten dzień będzie naprawdę… dziwny.
Po zjedzeniu śniadania i doprowadzeniu
się do wyglądu człowieka, włączyłam laptopa i rozłożyłam się na łóżku. Jared w
tym czasie pojechał z moją mamą na zakupy spożywcze, żeby mamusia sama nie
musiała dźwigać. Jakiż on kochany… Po chwili dostałam wiadomość od Grace.
Ratuj,
jestem w szkole. Na bioli. Sama.
Bez
Ciebie. ):
Uwierz, tutaj jest tak nudno, że z chęcią
do Ciebie dołączę. O czym dziś mowa?
Genetyka.
Miodzio…
Dzisiaj
się spotykamy. Nasza paczka.
Jak
za dawnych miesięcy. I bez wykrętów.
Brzmi świetnie. Obiecuję, że będę! ♥
Stęskniłam
się. Mam Ci dużo do opowiedzenia,
reszta
pewnie tak samo.
Phi, spadniesz z krzesła jak usłyszysz to,
co ja Ci powiem. Ale cicho sza, to
będzie tak jakby tajemnica.
Słowo
harcerza! Pogadamy później, pa!
Na samą myśl o spotkaniu, uśmiechnęłam się sama do
siebie. W tym momencie usłyszałam krzątaninę w kuchni. Zapewne rozpakowywanie
zakupów.
*
-Skarbie, bo jest taka sprawa.. – zaczęłam.
-Już się boję.. – Jared zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne. – wytknęłam mu język. – Bo wiesz,
jutro wyjeżdżamy, a chciałabym jeszcze spotkać się z przyjaciółmi.
-Nie ma problemu, wyjdź gdzieś. Ja i tak nie byłbym
do twojej dyspozycji dziś wieczorem. No chyba, że chciałabyś oglądać mecz z
nami, czyli ze mną i twoim tatą…
Pocałowałam go w policzek, po czym mruknęłam:
-Tia, faceci..
-Ej, słyszałem! – złapał mnie w pasie i zaczął
łaskotać.
Nie
miałam pojęcia gdzie mamy zamiar iść. Zadzwoniłam do Grace. Nic szczególnego
się nie dowiedziałam. Jak to ona powiedziała: „ubierz się jak ja ciebie
przystało – słodko, wygodnie i jessicowato”. Grace trzeba nagrodzić za
najlepszego wymyślacza słów roku! Wybrałam czarne rurki i delikatny, miętowy
sweterek, który dostałam od Alex. Przez najbliższe dni swetry nie będą mi
potrzebne, więc muszę to wykorzystać. Włosy pozostawiłam w lekkich falach i
nałożyłam ledwo zauważalny makijaż. Naturalność to podstawa.
„Jesteśmy pod Twoim domem. RUCHY DZIEWCZYNO! ((; ”
– przeczytałam i zaśmiałam się pod nosem. Ubrałam się ciepło jak na początek
lutego przystało, objęłam Jareda gadającego z moim tatą o możliwych wynikach
meczu i wyszłam z domu. Faktycznie, auto Grace już stało na podjeździe. Nim
zdążyłam otworzyć drzwi cała czwórka wyskoczyła i zaczęli mnie obściskiwać.
-Hahah, no też się stęskniłam! – zaśmiałam się.
Serio, tak bardzo za tym tęskniłam!
-Najpierw jedziemy na pizzę. Znając życie baby
muszą się nagadać, a nie chcę, żeby z kina nas wyrzucili. – zadecydował Scott,
z którym wszyscy się zgodziliśmy.
Weszliśmy
do naszej ulubionej pizzerii i zajęliśmy miejsce na uboczu, by nikomu nie
przeszkadzać głośnym zachowaniem. Chłopacy poszli zamówić jedzenie, a my
siedząc wygodnie rozmawiałyśmy.
-No to słuchamy. – zaczęła Grace z zachęcającym
uśmiechem.
-Nie wiem od czego zacząć. Mimo tego, że ostatnio
praktycznie siedzę tylko w domu to wiele się działo. Wiele osób się do mnie
odezwało i dowiedziałam się rzeczy… nieprawdopodobnych.
-No dawaj, dawaj. Koniec już tego budowania
napięcia. – zaśmiała się Em.
-Holly jest w ciąży, podejrzewa Lukasa albo Kevina.
Któregoś dnia przyszła prosić mnie o pomoc, bym pogadała z Lukasem, bo ona nie
da rady. Lukas twierdzi, że to na pewno nie jego dziecko. Przy okazji wyznał
mi, że bardzo żałuje tego co się stało i nadal mnie kocha. – powiedziałam na
jednym wydechu czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony przyjaciółek.
-Wow… - szepnęła jedna z nich.
-To faktycznie dużo się działo. A jak z Jaredem?
-Wszystko okej, dobrze nam się układa. – lekko się
uśmiechnęłam.
-Ale to, że Evans w ciąży to bym nie pomyślała..
-Kto w ciąży?! Jessica, nie mów, że ty… - posłyszał
Scott i od razu wyciągnął błędne wnioski.
-Oczywiście, że nie ona głuptasie! Evans!
-Ciszej.. – starałam się uciszyć Grace i
przerwałam, bo w tym momencie Austin złapał swoją kurtkę i wybiegł z lokalu.
Wszyscy spojrzeliśmy się na siebie.
-Ja pierdole, nie mówcie, że to on. – Scott wybiegł
za nim.
Siedziałyśmy
we trzy tępo wpatrując się w stolik. Nie pomyślałam o tym, że to mógłby być
Austin. Do cholery, chyba Holly by mi to powiedziała. I dlatego to było jeszcze
dziwniejsze.. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Spojrzałam
na wyświetlacz. „Lukas” – powiedziałam bezgłośnie do dziewczyn, które podniosły
swoje głowy.
-Tak?
-Jessica? Nie powiedziałem ci ważnej rzeczy o Holly
kiedy u mnie byłaś. Ona nie może być w ciąży. Ani ze mną, ani z kimkolwiek
innym.
-Jak to..? Chcesz powiedzieć, że..?
-Jest bezpłodna, sama mi to kiedyś powiedziała. I
jak zwykle coś udaje.
-A skąd wiesz, że to ciebie nie oszukała mówiąc, że
nie może zajść w ciążę?
-W sumie też prawda.. Jess, tęsknię.
-Lukas, nie zaczynaj.
-Proszę, możemy się spotkać? Dzisiaj? Jutro?
-Dziś nie mogę, jestem z dziewczynami. A jutro
wyjeżdżam.
-Jak to wyjeżdżasz? – usłyszałam przerażenie w jego
głosie. On to mógł wyjechać, a ja nie mogę?!
-Na kilka dni do Alex, odpocząć.
-Jak mam wytrzymać nie widząc cię kilka dni?
-Wytrzymałeś tyle czasu bez jakiegokolwiek kontaktu
ze mną, to i teraz wytrzymasz. I radzę ci się przyzwyczajać. – odparłam sucho i
rozłączyłam się.
Wyłączyłam komórkę i schowałam do torby. Nie miałam
zamiaru za moment kolejnego telefonu od niego.
-Ale mu dowaliłaś. – zaśmiała się Emma.
-Jedziemy do Austina. Nie wyjadę stąd, dopóki to
wszystko się nie wyjaśni. – zadecydowałam, popędzając moje przyjaciółki.
Pod
domem Austina stał samochód Scotta, a to oznaczało, że oboje tam byli. Nie
zdążyłyśmy dojść do drzwi, bo wyszli, a po chwili Austin wrócił do siebie.
-Nie chce ze mną gadać. Trudno. Jadę do domu. Pa
skarbie. – pożegnał się z Grace. – Cześć dziewczyny.
-Ja pójdę z nim porozmawiać. Nie czekajcie na mnie,
mam blisko do domu.
-Jak chcesz. Miłej zabawy w LA. – pożegnałyśmy się.
Powoli
podeszłam do drzwi jego domu. W sumie czemu niby ze mną by chciał rozmawiać?
Ale zaryzykuję. Delikatnie zapukałam i czekałam na reakcję.
-Scott! Mówiłem, że nie chcę o tym gadać! –
krzyknął, ale mina mu zrzedła, gdy nie zobaczył Scotta, a mnie. – Jessica,
przepraszam..
-A czy ze mną porozmawiasz?
Cicho westchnął.
-Wejdź.. – przepuścił mnie w drzwiach.
Jak zauważyłam w domu nie było ani jego rodziców,
ani jego rodzeństwa.
-To nie tak na co wygląda.. – zaczął.
-A jak?
-Nie mogę być ojcem. Powiedziała, że nigdy nie
będzie mogła mieć dzieci. Fakt, była wtedy pijana, ale brzmiała śmiertelnie
poważnie.. – spuścił głowę.
-I ty jej w to uwierzyłeś? Lukasowi powiedziała to
samo. Znając życie Kevinowi też. I co teraz? Któryś z was jest tatusiem. –
złapałam się za głowę, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
-Wstyd mi przed tobą. Jak tak siedzę tu teraz i się
dowiedziałaś, że w ogóle byłem zdolny z nią to zrobić.
Przemilczałam to i nie odezwałam się ani słowem.
Racja Austin, jak mogłeś? Z nią.
-Co u ciebie? – spytał nieśmiało, tym samym
zmieniając temat.
-Dobrze, dziękuję. Czuję się znacznie lepiej. Jutro
jadę na kilka dni do LA do Alex. Myślę, że po tym będę gotowa i na tyle
wypoczęta, by wrócić do szkoły. A u ciebie?
-Tęsknię za moją przyjaciółką. – uśmiechnął się
lekko. – A jak ci się układa z Jaredem? – posmutniał.
-Też dobrze.
-Fajnie.. – mruknął.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 21:00.
-Muszę się zbierać. Późno już, a jeszcze spakowanie
się i reszta.
-Jasne. Odprowadzę cię.
-Nie trzeba.
-Oboje dobrze wiemy, że i tak to zrobię. – zaśmiał się,
a ja mu zawtórowałam.
Szliśmy
w ciszy. Pod nogami skrzypiał nam śnieg. Był okropny mróz. Już po minucie
spędzonej na powietrzu nosy robiły się czerwone jak u Rudolfa.
-Słodko wyglądasz taka opatulona od stóp do głów. –
parsknął śmiechem.
-Nie śmiej się! Zimno przecież! – także wybuchnęłam
śmiechem.
-Brakuje mi tych naszych wygłupów.. – spoważniał,
zatrzymując się przede mną. Spostrzegłam, że już jesteśmy koło mojego domu.
-Mi też. – uśmiechnęłam się.
-Dobrej nocy. I świetnej zabawy w Los Angeles.
-Dziękuję. Trzymaj się. – objęłam go. Chyba go tym
zaskoczyłam, bo dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.
Po
cichu weszłam do domu. I tak nikt by mnie nie usłyszał. Wszystko zagłuszały
okrzyki mojego taty i Jareda dochodzące z salonu.
-O, już jesteś. – uśmiechnął się, przerywając
śledzenie ruchów piłkarzy.
-Tak. Jestem bardzo zmęczona, pójdę się położyć.
-Gdy tylko mecz się skończy dołączę do ciebie, ale
nie czekaj. Śpij słodko. – podszedł do mnie i złożył delikatnego całusa na
moich ustach.
-Jasne, ty mój kibicu. –zaśmiałam się.
_________________________________
W ogóle nie podoba mi się ten rozdział. Według mnie jest za krótki i nieprofesjonalny, takie baju baju. /: Kolejna część będzie chyba miła, no bo prosto ze słonecznego LA :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Poza tym chciałam powiedzieć, że wzięłam się za pisanie drugiego opowiadania. To był nagły pomysł i przypływ silnej weny, mam już kilka rozdziałów. Co więcej, bardzo różni się od tego opowiadania, bo jest to... fantastyka. Ale na razie nie zakładam bloga z nim. Może dopiero jak skończę tę historię.
Do następnego i czekam na komentarze! :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)