sobota, 20 lipca 2013

KONIEC

Starałam się, ale nie podołałam i nie udało mi się napisać kolejnego rozdziału. Wielokrotnie się do tego zabierałam, ale po prostu to opowiadanie mi się... znudziło. Nie wiedziałam jak pokierować losem bohaterów, jak to wszystko ładnie ubrać w słowa. Mimo, że było Was niewiele to i tak przepraszam tych, którzy czekali na 32. rozdział. Ale, żeby nie zostawić Was w niepewności, napiszę teraz krótko jak historia Jess potoczyłaby się dalej:

Podczas pobytu w Los Angeles między Jessicą a Jaredem zaczęło się psuć.Do tej pory przecież siedzieli tylko w domu, a na wakacjach często się kłócili o głupie rzeczy. Do NY wrócili skłóceni. Postanowili sobie zrobić przerwę w związku. W tym czasie Jess dużo czasu spędzała nie tylko z Grace, Emmą, Austinem i Scottem, ale też z Lukasem. Jednak okazało się, że to Lukas jest ojcem dziecka Holly, więc oczywiste, że tego dla Jessiki było już za wiele. Potem nadszedł kwiecień, a co za tym idzie ślub Alex i Willa. Tak jak miało to być na początku, Jess poszła z Austinem. Wszyscy świetnie się bawili, wesele udało się w 100%, a Emma poznała przystojnego kuzyna Willa, z którym od razu znalazła wspólny język. Z Jaredem postanowili zostać przyjaciółmi, stwierdzili, że nie pasują do siebie tak na dłuższy dystans. A więc jak zapewne już wiecie, Austin był w siódmym niebie :D Paczka przyjaciół z pięciu osób powiększyła się do sześciu (kuzyn Willa - Jake). Nawet czasami Jared z nimi wychodził. Co do Jareda, znalazł pracę i się ustatkował. Rok szkolny dobiegł końca, wakacje spędzili w swoim gronie. Austin i Jessica nareszcie byli w pełni ze sobą szczęśliwi. ♥

Tak, to tyle. Opowiadanie dobiegło końca. I tak za długo zwlekałam z jego zakończeniem. Fanki Austina pewnie są zadowolone z zakończenia, inni może niekoniecznie ;P No ale nie mogłam uszczęśliwić wszystkich.

Niedługo na moim nowym blogu pojawi się pierwsza notka. Gdy tylko to się stanie, wejdę tu i podam Wam link. Nie wiem czy są tu Directioners, bo fanfiction będzie właśnie z tym zespołem. Nawet jeśli nie ma, to i tak zapraszam :)

Opuszczamy Nowy Jork i do zobaczenia w... Londynie :)
Całusyyy :*****
@lalalovvv



niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 31. !



        

„Cudownie jest mieć kogoś, kto samym uśmiechem sprawia, że życie staje się piękniejsze…”



   Obserwowałam przez okno jak szybko wznosiliśmy się ponad powierzchnię ziemi. Usadowiłam się wygodnie w fotelu, w którym miałam spędzić kolejne 5 godzin.
-Skarbie, co się dzieje? Już jak wczoraj wróciłaś, byłaś jakaś taka smutna.. – spytał Jared.
-Nic, może jestem trochę zmęczona i przybita ciągłym siedzeniem w domu.
-Obiecuję, że najbliższe cztery dni będą pełne wrażeń. – uśmiechnął się, co odwzajemniłam.
Zastanawiałam się, czy o wszystkim powiedzieć Jaredowi, ale stwierdziłam, że to tylko popsuje nam wyjazd. Mam zamiar odpocząć i się rozerwać. Przymknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Poczułam jak ktoś lekko szturcha mnie w ramię. Otworzyłam powoli oczy.
-Co się dzieje?
-Już jesteśmy na miejscu, wstawaj. – mrugnął do mnie.
Na lotnisku zabraliśmy swoje bagaże i szukaliśmy wzrokiem Alex i Willa.
-Tam są! – wskazał.
Przeciskając się między ludźmi staraliśmy się do nich podejść, co zajęło nam chwilę, bo był naprawdę wielki tłok.
-Alex! – przytuliłam się do siostry.
Witaliśmy się wszyscy przez dobre kilka minut.
-Dobra, jedziemy stąd, mam dość tych przepychających się ludzi. – zadecydował Will.
            Pół godziny później już staliśmy pod ich domem. Byłam tu dopiero drugi raz w życiu, pierwszy raz dwa lata temu z rodzicami, jak jeszcze mieszkaliśmy w Ohio. Przyznaję, dużo się tu zmieniło.
-Jak tu pięknie.. – to była moja pierwsza reakcja po tym, jak przekroczyłam próg.
-No sporo pozmienialiśmy odkąd byłaś tu ostatnim razem. W sumie to wszystko. – uśmiechnęli się oboje.
-Rozpakujcie się, zaraz coś zjemy i możemy ruszać na plażę, a wieczorem na miasto. – Will wyszczerzył się, wyraźnie zadowolony na myśl o nadchodzących rozrywkach.
            Pokój gościnny urządzili naprawdę ślicznie. Ciemne drewno na podłodze, jasne mebelki, kremowa tapeta w delikatny motyw kwiatowy i wszystkie dodatki w odcieniach beżu i brązu.
-Aż żal będzie odjeżdżać.. – stwierdził Jared po krótkim zastanowieniu się, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
-Źle ci u mnie? – wytknęłam mu język.
-Przecież wiesz, że nie. – przybliżył się do mnie oplatając swoimi dłońmi moją talię i składając całusa na moich ustach.
-Słodziak. – szepnęłam mu do ucha i wtuliłam w szyję ukochanego.
            Postanowiliśmy wybrać się na plażę pieszo, to tylko 30 minut spacerkiem. Nie było upalnie, bo to w końcu luty, ale temperatura osiągała 22°, a to wystarczająco, by móc posiedzieć na plaży.
Razem z Alex rozłożyłyśmy sobie leżaki i już po chwili leniuchowałyśmy.
-Idziemy się kąpać. – oznajmili chłopacy.
-Nie przesadzajcie, woda o tej porze roku jest chłodna. Najwyżej 15°…
-A tam, co to tam dla nas. – odparli i tyle ich było widać.
-Idioci.. – powiedziałam i razem z Alex zaczęłyśmy się śmiać.
-Pamiętam jak byliśmy na Long Beach z Austinem. – powiedziała.
-Haha, też to pamiętam.
Zamknęłam oczy i ukazały mi się obrazy z tamtego czasu tak jakby to było wczoraj.
-Za dwa miesiące ślub, jak się z tym czujesz? – spytałam, zmieniając temat.
-Cóż, jestem podekscytowana. – zobaczyłam w jej oczach iskierki. – Ten dzień zbliża się wielkimi krokami. Codziennie z Willem coś wybieramy na uroczystość, czuję się wtedy taka szczęśliwa..
-Cieszę się twoim szczęściem, siostrzyczko. – szczerze się uśmiechnęłam.
-A tak sobie myślę, bo coś mi się przypomniało... na nasz ślub miałaś iść z Austinem, pamiętasz? Teraz to raczej niemożliwe. – mrugnęła do mnie.
-Pamiętam.. Ale pewnie i tak jest zaproszony, mam rację?
-Oczywiście, tak samo jak Grace, Emma i Scott. – wyszczerzyła się.
-Och, szykuje się impreza roku. – rozmarzyłam się.
-I to już za 2,5 miesiąca!
            Tak jak mieliśmy w planach, do ok. godziny 17 byliśmy na plaży. Potem wróciliśmy do domu.
-Nie ma na co czekać, szykujcie się do wyjścia, bo znając baby, to zajmie wam to godziny.
-Patrzcie jaki mądrala. – zaśmiałam się na słowa Willa.
-Taka prawda. – Jared przyznał mu rację.
-Dobra, chodź Jess, bo zaraz nie wytrzymam z tymi ich tekstami..
Cała ta dyskusja była bardzo komiczna.
            Zastanawiałam się co mam ubrać. W końcu zdecydowałam się na małą czarną, do tego bransoletkę i szpilki. Alex założyła krótką sukienkę w morskim kolorze, plus kolczyki-pióra i szpilki. Zrobiłyśmy makijaż, fryzury i byłyśmy gotowe.
-Spójrz na nas, wyglądamy jak gwiazdy. – zaśmiałyśmy się.
-Tak, zgadzamy się z tym.
Odwróciłam się. W drzwiach stało dwóch przystojniaków, ale mój wzrok zatrzymał się tylko przy jednym. Miał na sobie kremowe spodnie i ciemną koszulkę podkreślającą jego mięśnie. Podszedł do mnie z tym sławnym uśmieszkiem i złapał mnie za rękę.
-Wyglądasz cudownie. – szepnął.
-Dziękuję, ty tak samo. – uśmiechnęłam się.
-Chodź. – pociągnął mnie w stronę wyjścia.
            Pod klubem roiło się już tysiące ludzi. „Zapowiada się niesamowita noc” – pomyślałam. Taksówkarz zaparkował niedaleko wejścia.
-Nie oddalaj się ode mnie, nie chcemy by coś ci się stało. – mocno objął mnie Jared, na co wywróciłam oczami.
-Bez przesady, jestem dużą dziewczynką. – wytknęłam mu język.
-Skarbie, nasz ostatni wypad do klubu nie należy do udanych, więc uważajmy by to się nie powtórzyło. – odparł smutno.
Przełknęłam ślinę na myśl o tamtych wydarzeniach. Lecz nic nie wskazywało na to, by i tym razem coś miało pójść nie tak…
Weszliśmy do klubu. Uderzyło mnie gorące powietrze przepełnione zapachem potu, alkoholu i dobrej zabawy.
-Mogę panią prosić do tańca? – usłyszałam głos Jareda i od razu szeroko się uśmiechnęłam.
-Oczywiście, z wielką przyjemnością.
Na parkiecie był taki ścisk, że nie było zbytnio wiele możliwości do tańców. Poczułam dłonie mojego partnera oplatające moją talię. Zrobiłam to samo wokół jego szyi. Czułam jego gorący oddech przy moim uchu co sprawiło, że dostałam gęsiej skórki. Nasze ciała dotykały się w każdym milimetrze.
-Kocham cię. – powiedziałam na tyle głośno, by mógł usłyszeć mimo gwaru dookoła nas.
-Ja ciebie też. – odpowiedział, po czym złączył nasze usta.
Świat wokół zniknął. Całował mnie coraz bardziej łapczywie, po chwili poczułam jego język przy moim. W brzuchu wirowało mi tysiące, a nawet miliony motyli. Coś było innego. To tak, jakbyśmy całowali się po raz pierwszy.
-Tak bardzo cię pragnę.. – szepnął do mnie tak, że aż przeszły mnie ciarki.
Uśmiechnęłam się, przygryzając dolną wargę.
-Wiem, że też tego chcesz.. – mruknął.
Z powrotem zaczął mnie całować, a jego dłonie zjechały na moje pośladki, w tym samym czasie moje wędrowały po jego umięśnionych plecach.
-Jess, nie podniecaj mnie tak. – jęknął.
-Bo..? – postanowiłam się z nim trochę podroczyć.
-Bo się zaraz na ciebie rzucę. – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
-W sumie to by było miłe. – szepnęłam, przygryzając płatek jego ucha.
-Sama się o to prosiłaś. – usłyszałam tylko, po czym przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął iść w kierunku, gdzie nie było takiego tłoku.
Postawił mnie, po czym przygwoździł do ściany, napierając na mnie swoim ciałem.
-Teraz też jesteś taka mądra? – pocałował moją szyję.
-Tak.. – mruknęłam.
-To może jedziemy do domu?
-W sumie nie chce już mi się tańczyć. – wyszczerzyłam się.
-Tak tak, ja wiem dlaczego. – zaśmiał się i pociągnął mnie w stronę wyjścia.
___________________________
Taki tam nudny rozdział.. Wiem, przepraszam, że mnie tyle nie było. Nie mogłam się zabrać do dokończenia rozdziału. :< Ale dziękuję, że do mnie pisaliście i interesowaliście się, bo gdyby nie to, to nie wiem kiedy bym to napisała. Po drugie, chcę by to opowiadanie zmierzało już ku końcowi. Uważam, że nie należy do najciekawszych co widać po jego popularności. Ale bez obaw, będzie jeszcze kilka ważnych rozdziałów, postaram się dobić do równej 40. Poza tym nie kończę z pisaniem, więc jeśli tylko będziecie chcieli czytać coś mojego to oczywiście :* Mam nadzieję, że lubicie fanfiction. Tak więc do następnego, na który na pewno nie będziecie musiały czekać tak długo jak na ten. ;3 bye ♥
@lalalovvv

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 30.



*trzy dni później*
-Hej śpiochu.. – usłyszałam, chwilę później otwierając oczy. Jak zwykle nadpobudliwy Jared nie mógł wytrzymać kilka chwil w spokoju i poczekać aż się obudzę.
-Mhm…
-Jutro jedziemy do Alex i Willa.. – powiedział i uśmiechnął się.
-Wiem, wiem.. – starałam się odwzajemnić.
-Oj, ktoś tu się nie wyspał. Przepraszam. – delikatnie mnie pocałował. Przyznaję, po tym humor lekko mi się poprawił.
            Miałam koszmarny sen. Wszystkie osoby, które w różny sposób są lub były bliskie mojemu sercu, stały naprzeciwko mnie i wyrzucały mi moje błędy. To moja wina, moja wina. Tylko i wyłącznie moja. Te i inne głupie myśli krążyły mi po głowie od samego rana. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ten dzień będzie naprawdę… dziwny.
            Po zjedzeniu śniadania i doprowadzeniu się do wyglądu człowieka, włączyłam laptopa i rozłożyłam się na łóżku. Jared w tym czasie pojechał z moją mamą na zakupy spożywcze, żeby mamusia sama nie musiała dźwigać. Jakiż on kochany… Po chwili dostałam wiadomość od Grace.

Ratuj, jestem w szkole. Na bioli. Sama.
Bez Ciebie. ):
Uwierz, tutaj jest tak nudno, że z chęcią
do Ciebie dołączę. O czym dziś mowa?
Genetyka.
Miodzio…
Dzisiaj się spotykamy. Nasza paczka.
Jak za dawnych miesięcy. I bez wykrętów.
Brzmi świetnie. Obiecuję, że będę! ♥
Stęskniłam się. Mam Ci dużo do opowiedzenia,
reszta pewnie tak samo.
Phi, spadniesz z krzesła jak usłyszysz to,
co ja Ci powiem. Ale cicho sza, to
będzie tak jakby tajemnica.
Słowo harcerza! Pogadamy później, pa!

Na samą myśl o spotkaniu, uśmiechnęłam się sama do siebie. W tym momencie usłyszałam krzątaninę w kuchni. Zapewne rozpakowywanie zakupów.

*
-Skarbie, bo jest taka sprawa.. – zaczęłam.
-Już się boję.. – Jared zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne. – wytknęłam mu język. – Bo wiesz, jutro wyjeżdżamy, a chciałabym jeszcze spotkać się z przyjaciółmi.
-Nie ma problemu, wyjdź gdzieś. Ja i tak nie byłbym do twojej dyspozycji dziś wieczorem. No chyba, że chciałabyś oglądać mecz z nami, czyli ze mną i twoim tatą…
Pocałowałam go w policzek, po czym mruknęłam:
-Tia, faceci..
-Ej, słyszałem! – złapał mnie w pasie i zaczął łaskotać.
            Nie miałam pojęcia gdzie mamy zamiar iść. Zadzwoniłam do Grace. Nic szczególnego się nie dowiedziałam. Jak to ona powiedziała: „ubierz się jak ja ciebie przystało – słodko, wygodnie i jessicowato”. Grace trzeba nagrodzić za najlepszego wymyślacza słów roku! Wybrałam czarne rurki i delikatny, miętowy sweterek, który dostałam od Alex. Przez najbliższe dni swetry nie będą mi potrzebne, więc muszę to wykorzystać. Włosy pozostawiłam w lekkich falach i nałożyłam ledwo zauważalny makijaż. Naturalność to podstawa.
„Jesteśmy pod Twoim domem. RUCHY DZIEWCZYNO! ((; ” – przeczytałam i zaśmiałam się pod nosem. Ubrałam się ciepło jak na początek lutego przystało, objęłam Jareda gadającego z moim tatą o możliwych wynikach meczu i wyszłam z domu. Faktycznie, auto Grace już stało na podjeździe. Nim zdążyłam otworzyć drzwi cała czwórka wyskoczyła i zaczęli mnie obściskiwać.
-Hahah, no też się stęskniłam! – zaśmiałam się. Serio, tak bardzo za tym tęskniłam!
-Najpierw jedziemy na pizzę. Znając życie baby muszą się nagadać, a nie chcę, żeby z kina nas wyrzucili. – zadecydował Scott, z którym wszyscy się zgodziliśmy.  
            Weszliśmy do naszej ulubionej pizzerii i zajęliśmy miejsce na uboczu, by nikomu nie przeszkadzać głośnym zachowaniem. Chłopacy poszli zamówić jedzenie, a my siedząc wygodnie rozmawiałyśmy.
-No to słuchamy. – zaczęła Grace z zachęcającym uśmiechem.
-Nie wiem od czego zacząć. Mimo tego, że ostatnio praktycznie siedzę tylko w domu to wiele się działo. Wiele osób się do mnie odezwało i dowiedziałam się rzeczy… nieprawdopodobnych.
-No dawaj, dawaj. Koniec już tego budowania napięcia. – zaśmiała się Em.
-Holly jest w ciąży, podejrzewa Lukasa albo Kevina. Któregoś dnia przyszła prosić mnie o pomoc, bym pogadała z Lukasem, bo ona nie da rady. Lukas twierdzi, że to na pewno nie jego dziecko. Przy okazji wyznał mi, że bardzo żałuje tego co się stało i nadal mnie kocha. – powiedziałam na jednym wydechu czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony przyjaciółek.
-Wow… - szepnęła jedna z nich.
-To faktycznie dużo się działo. A jak z Jaredem?
-Wszystko okej, dobrze nam się układa. – lekko się uśmiechnęłam.
-Ale to, że Evans w ciąży to bym nie pomyślała..
-Kto w ciąży?! Jessica, nie mów, że ty… - posłyszał Scott i od razu wyciągnął błędne wnioski.
-Oczywiście, że nie ona głuptasie! Evans!
-Ciszej.. – starałam się uciszyć Grace i przerwałam, bo w tym momencie Austin złapał swoją kurtkę i wybiegł z lokalu. Wszyscy spojrzeliśmy się na siebie.
-Ja pierdole, nie mówcie, że to on. – Scott wybiegł za nim.
            Siedziałyśmy we trzy tępo wpatrując się w stolik. Nie pomyślałam o tym, że to mógłby być Austin. Do cholery, chyba Holly by mi to powiedziała. I dlatego to było jeszcze dziwniejsze.. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. „Lukas” – powiedziałam bezgłośnie do dziewczyn, które podniosły swoje głowy.
-Tak?
-Jessica? Nie powiedziałem ci ważnej rzeczy o Holly kiedy u mnie byłaś. Ona nie może być w ciąży. Ani ze mną, ani z kimkolwiek innym.
-Jak to..? Chcesz powiedzieć, że..?
-Jest bezpłodna, sama mi to kiedyś powiedziała. I jak zwykle coś udaje.
-A skąd wiesz, że to ciebie nie oszukała mówiąc, że nie może zajść w ciążę?
-W sumie też prawda.. Jess, tęsknię.
-Lukas, nie zaczynaj.
-Proszę, możemy się spotkać? Dzisiaj? Jutro?
-Dziś nie mogę, jestem z dziewczynami. A jutro wyjeżdżam.
-Jak to wyjeżdżasz? – usłyszałam przerażenie w jego głosie. On to mógł wyjechać, a ja nie mogę?!
-Na kilka dni do Alex, odpocząć.
-Jak mam wytrzymać nie widząc cię kilka dni?
-Wytrzymałeś tyle czasu bez jakiegokolwiek kontaktu ze mną, to i teraz wytrzymasz. I radzę ci się przyzwyczajać. – odparłam sucho i rozłączyłam się.
Wyłączyłam komórkę i schowałam do torby. Nie miałam zamiaru za moment kolejnego telefonu od niego.
-Ale mu dowaliłaś. – zaśmiała się Emma.
-Jedziemy do Austina. Nie wyjadę stąd, dopóki to wszystko się nie wyjaśni. – zadecydowałam, popędzając moje przyjaciółki.
            Pod domem Austina stał samochód Scotta, a to oznaczało, że oboje tam byli. Nie zdążyłyśmy dojść do drzwi, bo wyszli, a po chwili Austin wrócił do siebie.
-Nie chce ze mną gadać. Trudno. Jadę do domu. Pa skarbie. – pożegnał się z Grace. – Cześć dziewczyny.
-Ja pójdę z nim porozmawiać. Nie czekajcie na mnie, mam blisko do domu.
-Jak chcesz. Miłej zabawy w LA. – pożegnałyśmy się.
            Powoli podeszłam do drzwi jego domu. W sumie czemu niby ze mną by chciał rozmawiać? Ale zaryzykuję. Delikatnie zapukałam i czekałam na reakcję.
-Scott! Mówiłem, że nie chcę o tym gadać! – krzyknął, ale mina mu zrzedła, gdy nie zobaczył Scotta, a mnie. – Jessica, przepraszam..
-A czy ze mną porozmawiasz?
Cicho westchnął.
-Wejdź.. – przepuścił mnie w drzwiach.
Jak zauważyłam w domu nie było ani jego rodziców, ani jego rodzeństwa.
-To nie tak na co wygląda.. – zaczął.
-A jak?
-Nie mogę być ojcem. Powiedziała, że nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Fakt, była wtedy pijana, ale brzmiała śmiertelnie poważnie.. – spuścił głowę.
-I ty jej w to uwierzyłeś? Lukasowi powiedziała to samo. Znając życie Kevinowi też. I co teraz? Któryś z was jest tatusiem. – złapałam się za głowę, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
-Wstyd mi przed tobą. Jak tak siedzę tu teraz i się dowiedziałaś, że w ogóle byłem zdolny z nią to zrobić.
Przemilczałam to i nie odezwałam się ani słowem. Racja Austin, jak mogłeś? Z nią.
-Co u ciebie? – spytał nieśmiało, tym samym zmieniając temat.
-Dobrze, dziękuję. Czuję się znacznie lepiej. Jutro jadę na kilka dni do LA do Alex. Myślę, że po tym będę gotowa i na tyle wypoczęta, by wrócić do szkoły. A u ciebie?
-Tęsknię za moją przyjaciółką. – uśmiechnął się lekko. – A jak ci się układa z Jaredem? – posmutniał.
-Też dobrze.
-Fajnie.. – mruknął.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 21:00.
-Muszę się zbierać. Późno już, a jeszcze spakowanie się i reszta.
-Jasne. Odprowadzę cię.
-Nie trzeba.
-Oboje dobrze wiemy, że i tak to zrobię. – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
            Szliśmy w ciszy. Pod nogami skrzypiał nam śnieg. Był okropny mróz. Już po minucie spędzonej na powietrzu nosy robiły się czerwone jak u Rudolfa.
-Słodko wyglądasz taka opatulona od stóp do głów. – parsknął śmiechem.
-Nie śmiej się! Zimno przecież! – także wybuchnęłam śmiechem.
-Brakuje mi tych naszych wygłupów.. – spoważniał, zatrzymując się przede mną. Spostrzegłam, że już jesteśmy koło mojego domu.
-Mi też. – uśmiechnęłam się.
-Dobrej nocy. I świetnej  zabawy w Los Angeles.
-Dziękuję. Trzymaj się. – objęłam go. Chyba go tym zaskoczyłam, bo dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.
            Po cichu weszłam do domu. I tak nikt by mnie nie usłyszał. Wszystko zagłuszały okrzyki mojego taty i Jareda dochodzące z salonu.
-O, już jesteś. – uśmiechnął się, przerywając śledzenie ruchów piłkarzy.
-Tak. Jestem bardzo zmęczona, pójdę się położyć.
-Gdy tylko mecz się skończy dołączę do ciebie, ale nie czekaj. Śpij słodko. – podszedł do mnie i złożył delikatnego całusa na moich ustach.
-Jasne, ty mój kibicu. –zaśmiałam się.
_________________________________
W ogóle nie podoba mi się ten rozdział. Według mnie jest za krótki i nieprofesjonalny, takie baju baju. /: Kolejna część będzie chyba miła, no bo prosto ze słonecznego LA :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
Poza tym chciałam powiedzieć, że wzięłam się za pisanie drugiego opowiadania. To był nagły pomysł i przypływ silnej weny, mam już kilka rozdziałów. Co więcej, bardzo różni się od tego opowiadania, bo jest to... fantastyka. Ale na razie nie zakładam bloga z nim. Może dopiero jak skończę tę historię.
Do następnego i czekam na komentarze! :*