wtorek, 26 marca 2013

Rozdział 29.



-Ty? Pomocy? W dodatku ode mnie? – zironizowałam zdziwienie.
-Proszę. Możemy spokojnie usiąść i porozmawiać?
-Wejdź.. – westchnęłam i przepuściłam blondynkę w drzwiach.
Idąc z nią w stronę mojego pokoju zastanawiałam się tylko, co takiego mogło się stać, że Holly Evans do mnie przychodzi. W dodatku z takim tekstem i po tym co się stało kilka miesięcy wcześniej. Usiadła na krześle, ja zajęłam miejsce na łóżku. Jareda akurat nie było, nadal razem z Willem bawili się w odśnieżanie.
-A więc..? – odezwałam się.
-Nie wiem od czego zacząć. Wiesz, dużo się wydarzyło od tamtej pory kiedy miałyśmy ze sobą do czynienia. Przede wszystkim ja się zmieniłam…
-Jakoś trudno mi w to uwierzyć, ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. – odpowiedziałam i przerwałam, bo zaprzeczyłam sama sobie. Przecież Jared się zmienił…
-Uwierz, zmieniają..
-Co cię niby tak zmieniło?
-O czymś się dowiedziałam.
-Czyli?
-Nie wiem jak to powiedzieć. No spójrz na mnie. Nic nie widzisz?
Zmierzyłam ją wzrokiem od stóp do głów. Wyglądała jak zawsze. Chociaż trochę przemęczona? I ubrała się jakoś jak nie ona. Nie ma obcisłej bluzeczki i mini, tylko zwykłe jeansy i luźną koszulkę.
-Hmm..
-Wiem, że zauważyłaś zmianę. Jessica, ja jestem w ciąży.
Myślałam, że spadnę z łóżka. Kto jak kto, ale ona nic a nic nie pasowała do roli mamusi.
-Z kim? – to pytanie samo wypłynęło mi z ust.
-Nie wiem.. To znaczy, wydaje mi się, że z Kevinem to za późno, to musiało być wcześniej. Mam na myśli Lukasa.
Szczerze? Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Z tej sytuacji i że nie wie z kim.
-No to ładnie.
-Pomóż mi…
-Teraz do mnie przychodzisz z podkulonym ogonem? A po drugie, jak?
-Nie wiem. Nic nie wiem. Przytyłam. Niedługo wszyscy  to zauważą. Wywalą mnie z cheerleaderek. Już prawie nie dopinam stroju..
-To tylko i wyłącznie wina twoja i twojego… partnera.
-Dlaczego się nie wściekasz?
-A dlaczego miałabym się wściekać?
-No wiesz… Lukas jest podejrzany. I teraz kiedy on wrócił ja znów to psuję i komplikuję.
-Mało mnie to obchodzi, z Lukasem już nic mnie nie łączy.
-Jak to?
-Normalnie. Zakochałam się w kimś innym i obecnie jestem szczęśliwa.
-Aha, jednak Jared.
-Właśnie, więc z Lukasem załatwiajcie to sobie sami.
-Pogadasz z nim?
-Co? Czemu ja?
-Proszę.. Ja muszę poinformować Kevina, nie każ mi tego przechodzić dwa razy.
-Zastanowię się. A teraz pozwól mi odpocząć, takie mam polecenie od lekarza.
-Przemyślisz to i pogadamy jutro?
-Dobra, przyjdź do mnie o tej samej porze co dziś.
-Dzięki…
            Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Skoro ciąża jest wczesna, powinien być to Kevin a nie Lukas. Bo możliwe, żeby Lukas był takim świnią i podrywał mnie, jednocześnie sypiając z Holly? A co ja się przejmuję? Nie mój problem. Na szczęście moje przemyślenia przerwał Jared.
-Wróciłem, tęskniłaś? – powiedział, całując mnie w policzek.
-Oczywiście, jak zawsze. – uśmiechnęłam się.
-A co robiłaś?
-Nie uwierzysz, miałam gościa.
-Lukas..? – spytał szorstkim i „zazdrosnym” tonem.
-Niee. Holly Evans. Wiesz, jest w ciąży i nie wie z kim.
-Serio? I dlaczego przyszła z tym do ciebie?
-Bo myślała, że nadal jestem z Lukasem i poza tym to ja mam mu to powiedzieć, że jest jednym z podejrzanych.
-Nieźle.
-Jeśli nie masz nic przeciwko pójdę jeszcze nacieszyć się moją siostrą.
-Jasne, ja się może zdrzemnę. Wykończony jestem. Obudź mnie jak będą odjeżdżać.

***
-Jak to sytuacja kryzysowa potrafi zmienić człowieka.. – pokiwała głową Alex.
-Racja. Jak myślisz? Mam jej pomóc chociaż tym, że porozmawiam z Lukasem?
-Nie jesteś taka wredna jak ona, pomagasz ludziom i pewnie i tym razem to zrobisz.
Uśmiechnęłam się lekko, składając szary sweter siostry w kostkę.
            Przez kolejne dwie godziny układałyśmy ciuchy Alex i Willa w walizkach. W międzyczasie kilka razy mama wchodziła pytać się, czy nie jesteśmy głodne.
-Gdzie Will i Jared? Zamarzli tam na tym podjeździe? – spytała któregoś razu.
-Już dawno wrócili, Jared poszedł się położyć.. –odparłam wstając i idąc w stronę mojego pokoju. Wystarczyło, że zobaczyłam ten widok i zakrztusiłam się śmiechem.
-Z czego się śmie…? – nie dokończyła Alex. – Hahahahah, a to śpiochy!
Oboje leżeli na moim łóżku, przykryci kocem, lekko pochrapując.
-Ah jaka szkoda, że muszę im przerwać.. – mruknęłam cicho. – Wstawać!
-CO?! – wzdrygnęli się, wstając na równe nogi.
-Ale jesteście.. – Jared zrobił naburmuszoną minę, która zniknęła zaraz po tym jak dostał od mnie buziaka.
-Oj te wasze wygłupy.. – pokręciła głową mama. – Chodźcie na dół na obiad, bo potem nie zdążycie.
            Nawet nie zauważyłam kiedy, a już musieli się zbierać na lotnisko. Oczywiście ja nie mogłam z nimi jechać, bo jak twierdzą, to przemęczenie dla organizmu. Tia.
-Nie smutaj, przecież zostanę z tobą. – Jared objął mnie i pocałował w czoło.
-Do zobaczenia. – Alex wyściskała mnie chyba z zapasem na najbliższy czas rozłąki.
-Trzymaj się mała. – Will przytulił mnie na pożegnanie.
 
*
-Co masz ochotę robić? – spytał z uśmiechem.
-Sama nie wiem, wystarczy byś był obok. – wtuliłam się w jego tors.
-To proponuję twoje wygodne łóżko, zacisze twojego pokoju i…
-I..? – nie wiedząc czemu zarumieniłam się.
-Miałem na myśli małą drzemkę, ale widzę, że coś innego chodzi ci po głowie. – wyszczerzył się.
-Wcale nie! – szybko zaprzeczyłam, robiąc z siebie jeszcze większą idiotkę.
-Oj kochanie, oboje wiemy o czym pomyślałaś. – wytknął mi język i dodatkowo zaczął mnie łaskotać.
-Lepsze to niż drzemka, a ty przecież spałeś przez co najmniej dwie godziny!
-Z tobą to co innego, Will nie jest skory do dzielenia się kołdrą…
Wybuchnęłam śmiechem, ale zaraz zostałam uciszona ustami mojego towarzysza. Nawet nie zauważyłam kiedy, a Jared był już nade mną i całował mnie coraz bardziej łapczywie, a wciąż znajdowaliśmy się w salonie na kanapie..
-Jesteśmy! – usłyszeliśmy oboje głos mojego taty i odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni, sekundę później rzucając sobie znaczące spojrzenia.
-Co wy tu robiliście? Jejku, trzeba chyba obniżyć temperaturę w domu, wyglądacie jak czerwone raki. – jak zwykle moja mama przewrażliwiona i opiekuńcza.
-Beth, naprawdę uważasz, że kolor ich policzków jest od tego?  - tata musiał wcisnąć swoje pięć groszy.
-No a od czego? – zdziwiła się.
Tatuś spojrzał tylko na nas z uśmiechem, przez co jeszcze bardziej niż wcześniej oblałam się rumieńcem.
            Poszliśmy na górę. Za oknem już zapadał zmierzch, więc pociągnęłam rolety w dół. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i zamknęłam oczy.
-Możemy kontynuować tutaj… - usłyszałam uwodzicielski głos, a jego ręka już powędrowała na moje biodro.
-Chcesz, żeby ktoś wszedł? – zaśmiałam się.
-Ale skarbie.. – zrobił oczka szczeniaczka. Pokiwałam przecząco głową z wytkniętym językiem, po czym wstałam  i otworzyłam szafę szukając piżamy.
-Wredota. – powiedział, po czym wybuchnął śmiechem.

***
Następnego dnia.

-Halo? – odebrałam telefon, ziewając przy tym.
-Obudziłam? Wybacz siostro. – usłyszałam wesoły głos Alex. Czyżby już się stęskniła?
-Nie szkodzi. O co chodzi?
-Chciałam cię tylko poinformować, że za tydzień w czwartek przyjeżdżacie z Jaredem tutaj do nas na kilka dni, do LA..
-No co ty?
-Nie daj się dwa razy prosić, rodzice się zgodzili.
-Serio?
-Tak, dzwoniłam do nich przed chwilą.
-Skoro tak to… ale super! – krzyknęłam do słuchawki. Usłyszałam tylko jej śmiech. W tym samym momencie zobaczyłam, że Jared też już się obudził.
-Jeszcze się zdzwonimy. Teraz idę spać, jestem wykończona po podróży. Miłego dnia i powodzenia tam z Evans.
Rozłączyłam się i wtuliłam w tors Jareda, opowiadając mu o dobrej wiadomości. Uśmiechnął się szeroko na myśl o kilku dniach „urlopu” w Los Angeles.

*
-Ok, pomogę ci. W sumie to nic szczególnego, że porozmawiam z Lukasem, więc tyle mogę dla ciebie zrobić.
-Naprawdę?! Dziękuję Jessica, to dużo dla mnie znaczy, nie potrafiłabym spojrzeć mu w oczy. Mam nadzieję, że on nie jest ojcem.
-Tylko oni są na liście kandydatów na tatusia? – spytałam, ale chyba nie zabrzmiało to zbyt miło.
-Nie przypominam sobie innych. – odparła zmieszana. –Nie, raczej nie.
-Dobra. To zawieź mnie do Lukasa, załatwię to od razu.
-Jeny, już?
-A na co mam czekać? Przecież to moje zadanie, a nie twoje, prawda? No dalej.
            Do domu Lukasa miałam blisko, ale wolałam, żeby Evans była w pobliżu, w końcu to jej interes załatwiałam. Opatulona szalikiem zadzwoniłam do jego drzwi. Pamiętam jak pewnego czasu dość często tu bywałam, ale ten okres trwał bardzo krótko, nie zdążyłam się przyzwyczaić.
-Witaj Jessico. Zawołać Lukasa? – otworzyła jego babcia.
-Dzień dobry, tak, dziękuję. Muszę z nim tylko o czymś porozmawiać.
-Wejdź proszę i poczekaj, zaraz zejdzie do ciebie. Może coś do picia?
-Nie, dziękuję. – uśmiechnęłam się lekko.
-Jess? – jego mina była… dziwna. Pomieszanie radości, wielkiego zdziwienia i zmieszania.
-Możemy pogadać?
-Jasne, chodź.
Ściągnęłam płaszcz i buty, po czym powędrowałam za nim. Usiadłam spokojnie w fotelu. Głupio się czułam, zapewne zaraz mocno się zdziwi jak się dowie o tym, co chciałam mu powiedzieć.
-Co się stało? – zaczął.
-Przyszłam nie w mojej sprawie. Jestem powiedzmy pośrednikiem. Chodzi o Holly, twoją…byłą.
-Aha.. – miałam rację, tego się nie spodziewał.
-Wiesz, powiem prosto z mostu. Ona jest w ciąży, podejrzanym jesteś ty i Kevin.
-Że co?! – krzyknął i gwałtownie wstał. – Jakie w ciąży?! I że niby ja ojcem? Nigdy w życiu!
 -Powodzenia. Testy DNA was czekają..
-O matko. – złapał się za głowę i z powrotem usiadł.
Nie odzywaliśmy się przez dobre kilka minut. Myślał. W tym czasie mogłam go poobserwować. Wróciły wspomnienia sprzed kilku miesięcy. Już nie bolały. No ale czas nie goi ran, tylko przyzwyczaja do bólu. Kto by pomyślał, że to tak się potoczy. Nie znałam Jareda, dużo czasu spędzałam z Austinem, który też oczekiwał czegoś więcej niż tylko przyjaźni. Wysyłałam mu głupie sygnały dające nadzieję, po czym byłam z Lukasem, który i tak po kilku tygodniach wyjechał bez słowa. A teraz? Zauważyłam, że nie mam czasu dla przyjaciół, Evans przeszła metamorfozę charakteru i zaszła w ciążę, z Lukasem jakbyśmy się nie znali, przynajmniej z mojej strony tak jest, no i mam Jareda. Plus ten wypadek w sylwestra. Ktoś by powiedział, że przynajmniej nie wieje nudą…
-Dlaczego ty nie mogłaś zajść w ciążę ze mną? Wtedy to nawet bym się cieszył.. – przerwał moje przemyślenia. Zaniemówiłam. Po chwili spostrzegłam, że miałam otwartą buzię. – Przepraszam, mogłem tego nie mówić.
-Okej. Przyszłam tu, bo Holly mnie poprosiła, sama nie dała by rady ci tego powiedzieć. Może akurat ojcem jest Kevin. To wczesna ciąża, więc nie wiem dlaczego podejrzewa ciebie. Po prostu masz wiedzieć, żeby potem nie było zdziwienia. Wszystko się rozwiąże za kilka miesięcy. A teraz muszę już iść.
-Nie zostaniesz chociaż na chwilę? Zapewne mamy sobie dużo do powiedzenia.. – spojrzał na mnie.
-Przepraszam, ale Holly czeka w samochodzie.
Wstałam i już chciałam wychodzić, ale złapał mnie za nadgarstek. Wiedziałam, że to nic dobrego nie wróży.
-Wróć do mnie. Daj mi jeszcze szansę. Proszę.
Spojrzałam na niego. Nie ukrywam, wygląda źle. Niewyspany, smutny, przybity… jakby ktoś zabrał mu sens do życia. Spuściłam wzrok. Kontynuował swój monolog:
-Ucieczka z NY to był największy błąd w moim życiu. Straciłem przez to wszystko, straciłem ciebie. Nie wiem co wtedy sobie myślałem. Nie odtrącaj mnie. Uwierz, tamten czas był dla mnie tak samo trudny jak i dla ciebie, zastanowiłbym się czy nie gorszy, bo to przecież ja musiałem podjąć decyzję o wyjeździe, a tak bardzo cię kochałem. Poprawka, nadal cię kocham.
-Lukas.. – jęknęłam.
-Jess…
-Jestem z Jaredem i on jest dla mnie ważny.
-Ale przypomnij sobie jakie uczucia żywiłaś do mnie. Te byłem dla ciebie ważny, prawda? Powiedziałaś, że mnie kochasz, a takich słów nie wymawia się ot tak. – w tym momencie zdałam sobie sprawę, że mam mokre policzki.
-Przepraszam Lukas, nic z tego nie będzie. Może wtedy kilka miesięcy temu pomyliłam się co do uczuć do ciebie. – podciągnęłam nosem i wybiegłam z jego pokoju, potem z jego domu.
            Cały wieczór siedziałam jak struta przed TV. Musiałam chyba wybrać bardzo nudne kanały, bo Jared aż zasnął. Jak Lukas mógł? Po takim czasie mówi mi takie rzeczy? W sumie wcześniej nie miał kiedy mi powiedzieć, nie dawałam mu dojść do słowa. Ale nie chcę, żeby to cokolwiek zmieniło. Nie mogę zranić kolejnej, trzeciej już osoby. Widząc, że Jared się budzi, uśmiechnęłam się.
-Mmm, śniło mi się LA.. – rozmarzył się.
-Hahah, za dużo o tym myślisz.
-Ej, nie mogę się doczekać. Zwłaszcza, że z tobą… - mruknął mi do ucha.
_________________________________
WAŻNE:
Może być? Chciałam tylko powiedzieć, że jestem zawiedziona. Wcale nie miałam ochoty dodawać tego rozdziału po takiej liczbie komentarzy, która z posta na post spada. Co się dzieje? Albo nie czytacie, albo Wam się już przestało podobać. Uważam, że blog, który ma już prawie 30 rozdziałów na koncie ma więcej czytelników, komentatorów. Wkładam w niego wiele pracy, a nie zyskuję kilku słów opinii i kopa weny. Oczywiście nie mówię o wszystkich i dziękuję tym co skomentowali. Jak tak dalej pójdzie, to nie, nie zawieszę bloga, ale obrócę akcję tak, że opowiadanie szybko się skończy, po czym zacznę pisać nową historię, postarałabym się o bardziej ciekawszą skoro ta nie spełnia wymagań. Proszę tylko o kilka sekund z Waszej strony i małą opinię do treści. Uwielbiam komentarze, w których czytelniczki zastanawiają się co będzie dalej i opowiadają swoje teorie. Aż chce mi się wtedy pisać, zastanawiając się, czy taka akcja też Wam się spodoba. Przepraszam, że tak się nudno rozpisałam, pewnie nie chciało Wam się tego czytać. :D I z góry dziękuję tym co czytają, komentują i polecają mojego bloga ;3 
Andzia.

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 28.



            Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jareda wpatrującego się we mnie z uśmiechem.
-Cześć.. – mruknął i obdarzył mnie buziakiem w usta.
-Chcę codziennie tak być budzona. – wyszczerzyłam się.
-Masz to jak w banku. – uśmiechnął się. – Wszyscy już dostali telefon z informacją, że się obudziłaś. Za niedługo będzie tu dużo ludzi. Chyba nie będę wam przeszkadzać i pojadę do domu..
-Nie, zostań proszę.
-Jeszcze zobaczymy kto tu w ogóle przyjdzie.
            Dosłownie kilka minut później do sali weszli moi rodzice, Alex i Will. Wszyscy po kolei mnie musieli wycałować i wyściskać, myślałam, że mnie uduszą. Potem wpadła cała reszta, mianowicie Grace, Emma, Austin i Scott. Było bardzo miło, ale po paru godzinach każdy zaczął się powoli zbierać.
-Odwiedzimy cię jak już wyjdziesz do domu, daj tylko znać. – powiedziały dziewczyny na odchodne.
-My tak samo! – dołączyli się chłopacy.
            Gdy już wszyscy poszli, włączając w to moich rodziców i całą resztę, odetchnęłam z ulgą.
-Zobacz ilu ludzi cię kocha. – powiedział Jared siadając koło mnie na łóżku.
-Jestem szczęściarą, że mam was wszystkich. – uśmiechnęłam się.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzałam na Jareda pytającym wzrokiem.
-Proszę. – powiedziałam.
-Cześć. – zobaczyłam Lukasa wyglądającego zza drzwi. – Możemy porozmawiać Jess?
-O czym chcesz rozmawiać? – spytałam.
-Tylko 5 minut, proszę.
-Ja wyjdę, okej? – powiedział Jared, po czym wstał i minął się z Lukasem w drzwiach.
Wszedł do pomieszczenia, po czym zajął miejsce na krześle obok mojego łóżka.
-Jak się czujesz?
-Dobrze, dzięki. O czym chcesz porozmawiać?
-O tym co się stało jeszcze nie tak dawno. Przepraszam.
-Liczysz na to, że teraz rzucę ci się na szyję z radości?
-Wiem, że tak się nie stanie.
-Właśnie.
-Wybaczysz mi to kiedyś?
-Może, ale nie wyobrażaj sobie zbyt wiele…
-Chcę, żebyś wiedziała, że moje uczucia do ciebie się nie zmieniły.
-Ale ja już kocham kogoś innego.
-Jareda prawda? Zazdroszczę mu…
-Tak, jesteśmy razem i nie mam zamiaru tego zmieniać.
-Mam nadzieję, że kiedyś przypomnisz sobie co czułaś do mnie.
Spojrzałam tylko na niego i nie odezwałam się ani słowem. Wstał i wyszedł. Po chwili wrócił do mnie Jared.
-Sądziłem, że trochę dłużej tu posiedzi.
-No jednak nie, ale nie mówmy o tym. Jak myślisz, kiedy będę mogła wrócić do domu? – uśmiechnęłam się, zmieniając temat.
-Zaraz pewnie przyjdzie lekarz to zapytamy.
            Jak się okazało w szpitalu musiałam zostać tylko dwa dni na obserwację. Nie było sensu dłużej mnie tam trzymać. Z wielką radością opuściłam mury szpitala i wsiadłam do auta mojego ukochanego.
-Jest wystarczająco ciepło? – spytał, nie odrywając wzroku od drogi.
-Jest dobrze, spokojnie. – uśmiechnęłam się.
-Nie chcę, żebyś się przeziębiła, jeszcze tego by tylko brakowało.
Jared jest taki opiekuńczy, że czuję się przy nim jak księżniczka. Wjechaliśmy na podjazd pod mój dom. Zgasił silnik i spojrzał w moją stronę.
-Co? – wyszczerzyłam się.
-Nic, po prostu cię kocham. – nachylił się nade mną i delikatnie pocałował.
-Też cię kocham.
-Pozwól mi się tobą zaopiekować…
-Masz moje pozwolenie. – wtuliłam się w niego.
Nagle podskoczyłam, gdy mój tata zapukał w szybę od strony pasażera.
-Poprzytulacie się w domu. Wychodźcie z tego samochodu, obiad już czeka na stole.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Pomogli mi wnieść torby do domu.
-Moja córeczka nareszcie wróciła. – mama objęła mnie, gdy jeszcze nie zdążyłam się rozebrać. – Chodźcie, zrobiłam pierogi.
            Najadłam się chyba za ten cały czas, co spałam. Wynikiem tego był fakt, że nie mogłam się ruszyć z miejsca. Jared wziął mnie na ręce i zaniósł na górę, po czym położył na moje łóżko.
-Hahah, wariacie ty! Aż tak obłożnie chora to nie jestem. – wytknęłam mu język.
-Wolę dmuchać na zimne. – dał mi buziaka. – Przebieraj się w coś luźniejszego i do łóżeczka, musisz teraz odpoczywać.
-Ale zostaniesz ze mną?
-Pewnie, że tak. Zobacz co ze sobą wziąłem. – wskazał na torbę.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-Nie mam zamiaru cię opuścić choćby na minutę, dlatego zostaję tu z tobą. Mogę spać w pokoju dla gości. Już rozmawiałem z twoim tatą. – uśmiechnął się.
-Dlaczego nie ze mną? – zaśmiałam się.
-A to już zależy od ciebie.. – ściszył głos. – No dalej, rozbieraj się. Znaczy się przebieraj się.
-Hah, no ok ok.
            Czas leci nieubłagalnie szybko, gdy spędza się go z osobą, którą kochamy. Tak samo było tego popołudnia. Pod wieczór Alex rzuciła pomysł wspólnego  oglądania filmów. Rodzice woleli iść wcześniej się położyć, tak więc nasza czwórka rozsiadła się na kanapie w salonie, Will zrobił popcorn, Alex przygotowała kanapki, w razie jakbyśmy później zgłodnieli, a Jared zrobił dla każdego po koktajlu owocowym. Oczywiście mi nie pozwolili nic pomóc, bo niby muszę odpoczywać.
-Alex, no weźcie, głupio się czuję jak mam się tak ciągle wylegiwać. – zrobiłam naburmuszoną minę.
-Odpoczywaj i korzystaj z tego, że na razie nie musisz chodzić do szkoły. – wyszczerzyła się.
-Super. – wytknęłam jej język.
            Film okazał się być naprawdę dobrą komedią. Uśmiałam się niesamowicie, zresztą nie tylko ja, ale moi towarzysze również.
-Dobra, idziemy spać. Jess nie wiem czy wiesz, ale jutro z Willem musimy wracać do LA. Długo się nie będziemy widzieć, bo przyjedziemy dopiero na początku kwietnia.
-Ooo… - zrobiłam smutną minę.
-Ale wiesz co nas czeka w kwietniu. – mrugnęła okiem. No tak, ich ślub zbliża się wielkimi krokami. – Przez ten czas jak mnie nie będzie mam nadzieję, że załatwisz parę spraw z tym związanych. Obgadamy to przez skypa, okej?
-Jasne, jasne. – uśmiechnęłam się.
-No a teraz do spania, z Willem rano musimy się jeszcze spakować, ale zdążymy pogadać. Dobrej nocy wam życzę.
-Wzajemnie. – odparłam.
-To rozumiem, że teraz mam cię znów zanieść do łóżka? – Jared poruszał śmiesznie brwiami.
-Nie trzeba, sama dam radę pójść po schodach. – wytknęłam mu język.
-Tak tak, na pewno. – powiedział sarkastycznie i nie pytając o zdanie wziął mnie na ręce kierując się w stronę schodów.
-Uparciuch.
-Ale twój uparciuch. – uśmiechnął się słodko.
            Położył mnie na łóżku i przykrył dokładnie kołdrą.
-Kolorowych snów. – pocałował mnie w czoło, po czym powoli się odwrócił i chyba miał zamiar wyjść z pokoju.
-Jared?
W tym momencie wyszczerzył się i szybko położył koło mnie.
-Ależ oczywiście kochanie, że będę z tobą spać, już myślałem, że nie zapytasz.
Zaśmiałam się i wtuliłam w jego tors.
-Śpij słodko. – usłyszałam jeszcze i zasnęłam z uśmiechem na ustach.
            Obudziłam się zdecydowanie za późno. Byłam na siebie zła, przecież Alex wyjeżdża, zamiast spędzić z nią czas ja śpię w najlepsze. Oczywiście moja siostra wcale się uważała tego za coś złego. Właśnie siedziałam u niej w pokoju na łóżku i pomagałam wkładać jej ciuchy do torby. Will z Jaredem w tym czasie odśnieżali podjazd, bo w nocy nieźle go zasypało.
-Jeny, jedziesz do słonecznego Los Angeles, a mnie zostawiasz w tym zimnym teraz Nowym Jorku. – zrobiłam kwaśną minę.
-I tak nie chodzisz do szkoły, przyjedźcie z Jaredem chociażby na kilka dni. – w oczach zabłysły jej iskierki.
-Rodzice się nie zgodzą w roku szkolnym…
-Hmm, może pogadam z mamą. – uśmiechnęła się.
-Jessica, ktoś do ciebie. – usłyszałam z dołu głos taty.
-Ktoś? Czyli na pewno nikt z paczki. Jeny, pewnie Lukas. – skrzywiłam się.
-Powodzenia. – Alex poklepała mnie po ramieniu.
Zeszłam na dół i skierowałam się do przedpokoju. Drzwi były otwarte.
-Cześć.. –  usłyszałam cichy głosik.
Myślałam, że padnę, jak ją zobaczyłam przed moimi drzwiami..
-Co ty tu robisz? – warknęłam.
-Proszę, porozmawiajmy. Ja naprawdę się zmieniłam. Potrzebuję pomocy…
______________________________
No i skończyłam :) Zaglądajcie do zapowiedzi rozdziału, za kilka dni powinna pojawić się zapowiedź 29. Do następnego! ♥
Andzia