czwartek, 25 października 2012

Rozdział 22.



-Matko Boska! – krzyknęłam.
-Przepraszam, nie chciałem wystraszyć. – wyszczerzył się.
-Austin, o mało zawału nie dostałam! – wywróciłam teatralnie oczami.
-Wiem, wiem, przepraszam. – wstał z fotela i tak po prostu przytulił się do mnie. – Nie tylko za wystraszenie cię przepraszam, ale też za wszystko inne. – spojrzał mi w oczy.
-Słucham. – postanowiłam trochę się z nim podroczyć.
-Za moją chorą zazdrość. To ty wybierasz z kim spędzasz czas. Za to, że dałem się omotać Evans. Byłem tak głupi, że… no głupi, brak słów nawet na to.
-Kontynuuj…
Zrobił zmieszaną minę, o którą właśnie mi chodziło.
-No za wszystko ogólnie, yy, no i..
-Wybaczam. – zaśmiałam się.
-Dziękuję! – złapał mnie w pasie, po czym podniósł i zaczął się obracać.
-Przestań! Kręci mi się w głowie! – krzyczałam i śmiałam się jednocześnie.
-Musisz ładnie poprosić. – zatrzymał się, ale nie postawił mnie z powrotem na podłodze. Oczywiście przypomniała mi się sytuacja z plaży, kiedy oblałam Austina wodą i musiałam go przepraszać.
-Trudno cię przekupić.
-Wcale nie tak trudno, ale o tym już chyba powinnaś wiedzieć. – postawił mnie. Głupio mi było go teraz tak po prostu pocałować, przecież jeszcze kilka godzin temu całowałam się z Jaredem.
-Austin..
-Spokojnie, nie wymuszam nic na tobie. – uśmiechnął się. – Opowiadaj co tam się działo jak mnie nie było. Już jakiś następca Pana Tchórza się pojawił? – zaśmiał się.
-Yy, wiesz..
-Oł... Rozumiem. Powiedz mi, dlaczego to, że jesteś taka cudowna zauważa milion innych chłopaków?! – usiadł z powrotem w fotelu i schował twarz w dłoniach.
-Nie jestem cudowna. – odparłam sucho.
-Właśnie, że jesteś! Nawet sobie nie zdajesz z tego sprawy.
-Nie mam chłopaka, w nikim innym się nie zakochałam.!
-Jess, przepraszam, przepraszam cię bardzo. Jeszcze co przed chwilą przyznałem się do swojej chorej zazdrości, a teraz znów to robię. Twoje życie, twoje wybory. Ale obiecaj, że przynajmniej nie skreślisz naszej przyjaźni. – złapał mnie za ręce i spojrzał mi w oczy.
-Zawsze będziemy się przyjaźnić, uwielbiam spędzać z tobą czas. – przytuliłam się do niego.
-Wybacz, że zapytam, ale muszę wiedzieć. Kto to?
-Czyli?
-No ktoś musi być, że zmieszałaś się wtedy przy odpowiedzi.
-Nie znasz go, w sumie ja też go mało znam. Nie jest ani moim chłopakiem, ani przyjacielem, po prostu spędzamy czasami czas..
-Imię? Nazwisko?
-Jared Carver.
-Nie znam gościa, jakiś nowy?
-Chyba.
-Szkoda. Nowy, a już go nie lubię..
-….
-Nie dziw mi się, proszę.
-Austin, koniec tematu.
-Wiem, że już późno, ciemno i zimno, ale przejdziemy się kawałek? – zaproponował.
-Z chęcią. – posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.
              Szliśmy w milczeniu w pewnej odległości od siebie. Co jakiś czas czułam na sobie jego wzrok.
-Co mnie tak obserwujesz? – zaśmiałam się.
-Dawno cię nie widziałem, muszę się napatrzeć. – odpowiedział. – O, nadal się tak słodko rumienisz.
-Bo mnie zawstydzasz. – wytknęłam język.
-Ymm, ty mnie też.. – wybuchnęliśmy śmiechem.
-Zobacz! Śnieg! – z nieba zaczęły lecieć pojedyncze, malutkie płatki śniegu.
-A już się bałem, że w tym roku nie zdąży spaść na święta. A jednak.
Piękny widok. Ciemno, co kawałek paląca się latarnia i śnieg z nieba, coraz więcej śniegu..
-Nie jest ci zimno? – spytał.
-Troszkę, ale jeszcze chwilkę wytrzymam.
Zapomniałam rękawiczek. Chuchnęłam w dłonie, po czym schowałam je do kieszeni i podciągnęłam nosem.
-Proszę, weź moje. – sam wyciągnął moje ręce i nasunął na nie swoje rękawiczki, ‘trochę’ na mnie za duże. – Mogę cię chociaż przytulić?
Kiwnęłam głową. Objął mnie i przycisnął do siebie. Staliśmy w takiej pozycji patrząc na tańczące śnieżne gwiazdeczki.
-Mógłbym tak stać całą wieczność. Ale wracajmy już, po pierwsze marźniesz, a po drugie nie chcę zrobić czegoś, czego będę potem żałować.
-Czyli? – podniosłam głowę i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-Mam strasznie wielką ochotę cię teraz pocałować.. – posmutniał.– Nie przejmuj się. No chodź. – uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę, zmuszając mnie tym do biegu.
              Po wykąpaniu się i przebraniu w piżamę, położyłam się na łóżku razem z laptopem. Sprawdziłam portale społecznościowe. Koło nazwiska Jareda widniało zielone kółeczko, nie zdążyłam nad tym pomyśleć, a już otrzymałam od niego wiadomość.

Cześć.
Hej :) Wszystko ok.?
Tak, dzięki. Przepraszam, że zakończyłem nasze spotkanie.
Nie szkodzi.
Muszę kończyć, zobaczymy się jutro. Pa!
Słodkich snów, Jess. ;*

            Wyspałam się jak nigdy. Aż miło mi było wstać z łóżka. Ciekawe, czy jest jakaś tego przyczyna. No i jeszcze coś – dwa dni i święta! Wyjrzałam przez okno i ujrzałam niesamowity widok.. wszystko pokryte białą pierzynką. Widocznie w nocy też ciągle padało. Hm, szykuje się bitwa na śnieżki..
Zadzwoniła moja komórka.
-Widziałaś? – usłyszałam głos Jareda. Cieszył się jak małe dziecko.
-Tak, widziałam. – zaśmiałam się.
-A tak w ogóle to podjadę po ciebie, okej?
-No dobrze. – uśmiechnęłam się sama do siebie. – Tylko jedź ostrożnie, pewnie kiepsko na drogach.
-Jakbym słyszał swoją ciotkę.. – mimo, że go nie widziałam, umiem sobie wyobrazić, jaką miał minę. Pewnie wywrócił oczami i puścił moją uwagę mimo uszu.
-Nie marudź. – powiedziałam żartobliwie.
-Dobra, dobra. Będę za pół godziny.
*
Otworzyłam drzwi do czarnego Merca i zajęłam miejsce pasażera.
-To rozumiem, że dzisiaj po szkole idziemy lepić bałwana? – wyszczerzył się.
-Taa, ależ oczywiście. – wytknęłam język.
-Pomyślimy. – mrugnął i nacisnął pedał gazu. – Słyszałem, że twój kumpel wrócił?
Serce podeszło mi do gardła. Nie wiem dlaczego, pierwszą moją myślą był Lukas. Dopiero po mini zawale zdałam sobie sprawę, że chodzi o Austina.
-T-tak.
-Powiedziałem coś nie tak? – zrobił pytającą minę.
-Nie, przepraszam. Zamyśliłam się. Tak, Austin wrócił.
-Przyjaciel?
-Właśnie. – uśmiechnęłam się sztucznie.
-Przedstawisz mi go? Skoro jest twoim przyjacielem, widocznie to spoko gość.
-Tak. – powtórzyłam swój uśmiech.
-Okej. Dobra, jesteśmy na miejscu.
            Staliśmy pod klasą czekając na nauczycielkę. Dołączył do nas Austin. Odetchnęłam z ulgą, gdy sami podali sobie rękę i ja nie musiałam nic mówić.
-Austin, masz naprawdę sympatyczną przyjaciółkę. – zwrócił się do niego, po czym posłał mi uśmiech.
-Tak, wiem o tym. – nie był sobą, udawał zadowolonego.
-Musimy gdzieś się wszyscy razem spotkać. Będzie świetnie.
-Hej ludzie! – przywitała się z nami Gabi. – Moi rodzice za tydzień wyjeżdżają, robię u siebie w domu mega imprezę sylwestrową. Wasza trójka oczywiście ma zaproszenie. Liczę na to, że przyjdziecie, nie dajcie się prosić.
-Brzmi nieźle.. – odezwałam się.
-No pewnie, że brzmi fantastycznie. – poprawiła mnie i obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Jasne, że przyjdziemy. – powiedział Jared. Dalszą dyskusję przerwała profesorka otwierająca klasę.
*
-Co o tym myślisz? – szepnął do mnie Jared.
-Czyli?
-No o sylwestrze.
-Pomysł mi się podoba. Nie mam jeszcze planów, a nie uśmiecha mi się wieczór spędzony przed telewizorem. Co to, to nie.
-I tak byś nie spędziła go samotnie, już ja bym na to nie pozwolił. A jest taka możliwość, że pójdziesz na tego sylwestra ze mną? – uśmiechnął się słodko. Byłam mile zaskoczona.
-Z przyjemnością. – odpowiedziałam, po czym skorzystał, że siedzimy w ostatniej ławce i dyskretnie pocałował mnie w policzek.
_____________________________________
Rozdział już napisałam dawno i powiem szczerze, miałam w planach dopisać drugie tyle, żeby był dłuższy, no ale już macie taki króciutki. ;3 Do następnego.
Angie.

środa, 17 października 2012

Rozdział 21.



-I co? Jedziemy dzisiaj po Austina na lotnisko? – spytała Em.
-Nie lepiej dać mu odpocząć po podróży? Pewnie będzie chciał jechać do domu, rozpakować się i położyć spać. Jeszcze zdążymy się z nim przywitać. – powiedziałam.
-Oj, nie przesadzaj. Założę się, że tak strasznie się za nami stęsknił, że i tak nie wytrzyma, tylko zadzwoni do nas i poprosi, żebyśmy do niego pojechali. A niespodzianka byłaby milsza..
-To jedźcie, ja i tak dziś nie mogę. – skłamałam.
Już wolę z nim się spotkać najpierw tylko we dwójkę, musimy pogadać na osobności, a nie udawać, że nic się nie stało. Ruszyłam w stronę klasy, wpadając na szalonego i seksownego bad boya..
-Cześć, Jess.. – uśmiechnął się.
-Hej. – odwzajemniłam uśmiech.
-Żyjesz po wczorajszym? – spytał tajemniczym głosem.
-Żyję, taki wf to mogę mieć codziennie.
-Nie o tym myślę..
-Ach, o tym.. To tobie należy się pochwała, bo nie jechałeś za szybko, a ostrożnie. – mrugnęłam.
-Mówiłem o pocałunku.. – szepnął, przybliżając się do mnie. – Bardzo chciałbym go powtórzyć..
-Też bym bardzo chciała dużo rzeczy..
-Na przykład? – z jego oczu można było wyczytać, że już wyobraża sobie niewiadomo co. Zaśmiałam się tylko.
-Na przykład chciałabym nie spóźnić się na angielski. No chodź! – pociągnęłam go za rękę w kierunku klasy.
*
-Co robisz dziś popołudniu? – spytał.
-Idę na zakupy, całkowicie zapomniałam, że święta już w sobotę, a ja nie mam kupionego ani jednego prezentu. – gestem złapałam się za głowę.
-Mógłbym ci potowarzyszyć. Wiesz, przy okazji pomogłabyś mi kupić prezent dla mojej cioci..? – zrobił maślane oczka.
-Okej, z chęcią. Zazdroszczę, że jeszcze tylko prezent dla cioci ci został do załatwienia. Co kupiłeś rodzicom?
-Nie mam rodziców. Zginęli jak byłem mały.. – odpowiedział zmieszanym i ‘pustym’ tonem.
-Przepraszam, nie wiedziałam. Tak mi głupio..
-Spokojnie, nic się nie stało. Widzisz, na zakupach będziemy mieli okazję lepiej się poznać.
-Masz rację.
-Chcesz jechać samochodem czy ścigaczem? – zaśmiał się.
-Dużo będzie pakunków, to może lepiej samochodem. – wybuchnęliśmy śmiechem.
*
-Jess, co takiego robisz popołudniu, że nie możesz z nami jechać? – zapytała Grace.
-Zakupy przedświąteczne.
-Bez nas?! – powiedziały chórem, robiąc przy tym obrażone miny.
-Przepraszam, pewnie nie wszystko dziś kupię, więc jeszcze mamy czwartek i piątek.
-A z kim dzisiaj idziesz? Pewnie z mamą skoro nas nie zabierasz..
Głupio mi. Mam im powiedzieć, że zamiast iść z najlepszymi przyjaciółkami na zakupy, wybrałam jakiegoś kolesia, którego znam zaledwie tydzień czasu?
-Niee. Jeszcze pół godziny temu myślałam, że pójdę sama, naprawdę. Ale Jared zaproponował mi transport, no i prośbę, żebym mu pomogła z wyborem prezentu.
Myślałam, że będą złe za to, że im nie powiedziałam sama, ale nic z tych rzeczy.
-W porządku, wybaczamy. – uśmiechnęły się do mnie, a potem rzuciły do siebie znaczące spojrzenie.
*
-Co tak szybko jesz ten obiad? Uważaj, bo się poparzysz.. – ostrzegła mnie mama.
-Śpieszę się.. – powiedziałam z pełną buzią i wróciłam do pałaszowania.
-Gdzie?
-Zakupy.
-I nie raczysz już zabrać swojej rodzicielki? – oburzyła się. Co oni wszyscy tak się dzisiaj uczepili?
-Mamooo, nie mogę, bo wtedy nie spotkam Świętego Mikołaja z prezentem dla ciebie. – mrugnęłam.
-No dobrze już, dobrze. Ale jedz ostrożniej i wolniej.
-Skończyłam, dziękuję! – odłożyłam talerz do zmywarki. Szybko porwałam z pokoju moją torebkę, powiedziałam, że wychodzę, no i wyszłam. Jared czekał na mnie w samochodzie w tym miejscu, gdzie poprzedniego dnia przywiózł mnie motorem.
-Spóźniłaś się o całe dwie minuty, nieładnie. Chyba coś mi się należy w ramach przeprosin..? – teatralnie poruszał brwiami.
-Tak, myślę, że pomoc w wyborze prezentu będzie okej.
-Nie, to było w planach. Chodziło mi o coś innego.. – ściszył głos i szybkim ruchem cmoknął mnie w policzek, nie odsuwając się po tym ode mnie.
-Już usatysfakcjonowany? – wyszczerzyłam się.
-Nie.
 Złapał mnie za brodę i musnął moje wargi swoimi. Lekko się uśmiechnęłam. Ten gest go jeszcze bardziej ośmielił, bo wpił się w moje wargi, a po kilku sekundach nasze języki już krążyły wokół siebie. Czy przemyślałam tę sytuację? Nie. Zdałam sobie sprawę, że będąc z Jaredem moje patrzenie na świat całkowicie się zmienia, a motto życiowe zaczyna brzmieć: „Żyje się raz…”. I przyznaję, podobało mi się. Dopóki nie pomyślałam o Lukasie..
-Stop! – odwróciłam głowę, mimowolnie jedna łza opuściła moje oko i powędrowała na policzek.
-Jessica, przepraszam cię bardzo. Poniosło mnie. Wybacz, błagam. – prosił błagalnym tonem.
-Nie przepraszaj, to moja wina. Nie powinnam zawracać ci głowy tymi zakupami. Sama dam sobie radę. Ale dziękuję.
Wyszłam z samochodu, jednak Jared nie dawał za wygraną.
-Proszę, wróć do auta, Jess, nie wygłupiaj się! Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy..
-Jared! Nie o to chodzi!
-Więc o co? – zrobił zdezorientowaną minę.
-Przypomnij sobie w jakim celu napisałeś do mnie sms, potem przez komputer.
-Nie potrafisz zapomnieć? – posmutniał jeszcze bardziej.
-Nie potrafię. – spuściłam głowę i pozwoliłam łzom spłynąć po mojej twarzy. Mój towarzysz podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Nie zasłużyłaś na to wszystko. Gdybym tylko miał możliwość to uwierz, że ten cały Lukasik na długo popamiętałby moją pięść! Jess, możesz na mnie liczyć, przysięgam ci. Kiedyś w końcu uda ci się zapomnieć, zrozumiesz, że nie warto. Obiecuję, że będę przy tobie przez ten cały czas.
Pierwszy raz zobaczyłam w oczach Jareda taką niesamowitą szczerość i troskę. Z pozoru nie wygląda na wrażliwego chłopaka. No ale ‘nie oceniaj książki po okładce’..
-Pojedziesz ze mną na te zakupy? – zrobił słodką minkę.
-Dobrze, pojadę. – wytarłam chusteczką mokre policzki i wróciłam do samochodu.
              Nie ma to jak przedświąteczne zakupy. Ten klimat w centrach handlowych i na ulicach… Długo chodziliśmy od sklepu do sklepu w poszukiwaniu odpowiednich podarunków. Mamie kupiłam zestaw relaksacyjny. W pięknym pudełeczku znajdowały się sole do kąpieli, balsamy, kilkanaście małych świeczuszek, kadzidełka, przyrząd do masażu głowy i owocowe maseczki. Jared wziął to samo dla swojej cioci. Dla taty wybrałam krawat, bo narzekał ostatnio, że żaden mu nie pasuje do jego nowej koszuli. Alex pod choinką zobaczy perfum, uwielbia ten zapach, a przez kilka lat nie było go w sprzedaży. Will dostanie książkę ,wspominał, że lubi czasem poczytać. Grace zapewne ucieszy się na widok płyty jednego z jej ulubionych zespołów, która właśnie została wydana. Emmie przyda się nowy szkicownik i zestaw profesjonalnych ołówków. Nie wiedząc co kupić dla Scotta, Jared doradził mi słuchawki, a Austinowi kupiłam bransoletkę, męską oczywiście.
-Koniec? – spytał z nadzieją w głosie.
-Tak, resztę załatwię jutro.
-Alleluja! – zaśmiał się. – Proponuję teraz zanieść to wszystko do samochodu i wrócić do kawiarni na ciasto i coś gorącego do picia. Ja stawiam! Nie daj się prosić..
-Dobrze, dobrze. – uśmiechnęłam się.
              Zamówiliśmy sobie po kawałku ciasta cynamonowego i po wielkim kubku gorącej czekolady. W ramach świątecznej promocji dostaliśmy też dwie małe muffinki czekoladowe.  
-Pychaa… - powiedział z pełną buzią, czym strasznie mnie rozbawił.
-Nie wiedziałam, że taki z ciebie łakomczuch!
-Dużo rzeczy o mnie nie wiesz.. – powiedział tajemniczo, po czym głęboko się nad czymś zastanowił, ciekawa jestem, o czym myślał..
-Na przykład?
-Nie bądź taka ciekawska. – wytknął mi język.
-No wiesz, skoro siedzę sobie z tobą w kawiarni, razem kupujemy prezenty, wozisz mnie swoim motorem, to chyba nie zaszkodzi jak mi coś więcej o sobie opowiesz. – zaśmialiśmy się.
W tym momencie zadzwonił jego telefon. W chwili, gdy spojrzał na wyświetlacz, mina mu zrzedła i schował sprzęt z powrotem do kieszeni.
-Nie odbierzesz?
-Nie wypada tak, później oddzwonię.
-Spokojnie, nie obrażę się. – posłałam mu uśmiech.
-Naprawdę, to nic ważnego, dzwoni kumpel.
-Jak chcesz..
Sukcesywnie co 3minuty komórka Jareda nie dawała mu spokoju. Po 15 minutach wyłączył ją.
-Pójdę do toalety, okej? – spytał.
-Jasne, jasne.
Dziwne, mógł po prostu powiedzieć, że musi oddzwonić do tego kumpla. Nie znamy się długo, więc nic w tym dziwnego, że nie chce przy mnie z nim rozmawiać. Po chwili wrócił do stolika jeszcze bardziej podenerwowany niż był wcześniej.
-Przepraszam cię, chyba będę musiał się zbierać. Oczywiście najpierw odwiozę cię do domu.
-Nie ma sprawy. A tak na przyszłość, mogłeś powiedzieć, że musisz oddzwonić, nie obrażam się byle czego, zrozumiano? – mrugnęłam do niego.
-Em, dobrze, przepraszam, masz rację. – słodko się uśmiechnął.
*
-To do jutra w szkole? – spytałam, wyciągając z bagażnika wszystkie pakunki.
-Mam nadzieję.. – mruknął pod nosem tak, że ledwo słyszałam.
-Słucham?
-Znaczy się tak, tak, nie wiem czy będę w szkole, ale raczej tak. – wymusił uśmiech.
-No okej, pa. – odwróciłam się.
-Jess, zaczekaj!
-Hm?
-Mogę cię chociaż przytulić? – wyszczerzył się.
-A jak myślisz? – zaśmiałam się.
-Mogę. – przybliżył się i wtulił mnie w swój tors. – Przepraszam.
-Za co? – podniosłam do góry głowę i spojrzałam w jego ciemne oczy.
-Po prostu przepraszam. – pocałował mnie w czoło i wrócił do auta. Pokiwał mi jeszcze zza kierownicy i po chwili zniknął na rogiem.
              Bezszelestnie weszłam do domu. Miałam przecież masę prezentów przy sobie, a znając życie mój tatusiek zaraz wyskoczy i specjalnie będzie się pytał jak tam było na zakupach. Nie do końca udało mi się zostać niezauważoną.
-O Jessica, jesteś już. Słuchaj.. – zaczęła mama.
-Tak.?
-Albo już nic. Nic, naprawdę. Idź do siebie.
Nie ukrywając swojego zdziwienia na twarzy wdrapałam się po schodach na górę, a tam prosto do mojego pokoju. Weszłam jak gdyby nigdy nic, położyłam wszystko na łóżku. Jeszcze przy okazji prawie się o coś potknęłam i zaklęłam pod nosem. Dopiero wtedy zapaliłam małą lampkę nocną. Myślałam, że zaraz padnę na zawał.
-Cześć, Jess…
 _____________________________
Jejku, widzę, że każdy z chłopaków ma swoje fanki ;D Wystarczy spojrzeć na ankietę i od razu widać, że 'idą łeb w łeb' ^^ Głosujcie, głosujcie ;3 
Do następnego ;*
Angie.