wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 30.



*trzy dni później*
-Hej śpiochu.. – usłyszałam, chwilę później otwierając oczy. Jak zwykle nadpobudliwy Jared nie mógł wytrzymać kilka chwil w spokoju i poczekać aż się obudzę.
-Mhm…
-Jutro jedziemy do Alex i Willa.. – powiedział i uśmiechnął się.
-Wiem, wiem.. – starałam się odwzajemnić.
-Oj, ktoś tu się nie wyspał. Przepraszam. – delikatnie mnie pocałował. Przyznaję, po tym humor lekko mi się poprawił.
            Miałam koszmarny sen. Wszystkie osoby, które w różny sposób są lub były bliskie mojemu sercu, stały naprzeciwko mnie i wyrzucały mi moje błędy. To moja wina, moja wina. Tylko i wyłącznie moja. Te i inne głupie myśli krążyły mi po głowie od samego rana. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ten dzień będzie naprawdę… dziwny.
            Po zjedzeniu śniadania i doprowadzeniu się do wyglądu człowieka, włączyłam laptopa i rozłożyłam się na łóżku. Jared w tym czasie pojechał z moją mamą na zakupy spożywcze, żeby mamusia sama nie musiała dźwigać. Jakiż on kochany… Po chwili dostałam wiadomość od Grace.

Ratuj, jestem w szkole. Na bioli. Sama.
Bez Ciebie. ):
Uwierz, tutaj jest tak nudno, że z chęcią
do Ciebie dołączę. O czym dziś mowa?
Genetyka.
Miodzio…
Dzisiaj się spotykamy. Nasza paczka.
Jak za dawnych miesięcy. I bez wykrętów.
Brzmi świetnie. Obiecuję, że będę! ♥
Stęskniłam się. Mam Ci dużo do opowiedzenia,
reszta pewnie tak samo.
Phi, spadniesz z krzesła jak usłyszysz to,
co ja Ci powiem. Ale cicho sza, to
będzie tak jakby tajemnica.
Słowo harcerza! Pogadamy później, pa!

Na samą myśl o spotkaniu, uśmiechnęłam się sama do siebie. W tym momencie usłyszałam krzątaninę w kuchni. Zapewne rozpakowywanie zakupów.

*
-Skarbie, bo jest taka sprawa.. – zaczęłam.
-Już się boję.. – Jared zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne. – wytknęłam mu język. – Bo wiesz, jutro wyjeżdżamy, a chciałabym jeszcze spotkać się z przyjaciółmi.
-Nie ma problemu, wyjdź gdzieś. Ja i tak nie byłbym do twojej dyspozycji dziś wieczorem. No chyba, że chciałabyś oglądać mecz z nami, czyli ze mną i twoim tatą…
Pocałowałam go w policzek, po czym mruknęłam:
-Tia, faceci..
-Ej, słyszałem! – złapał mnie w pasie i zaczął łaskotać.
            Nie miałam pojęcia gdzie mamy zamiar iść. Zadzwoniłam do Grace. Nic szczególnego się nie dowiedziałam. Jak to ona powiedziała: „ubierz się jak ja ciebie przystało – słodko, wygodnie i jessicowato”. Grace trzeba nagrodzić za najlepszego wymyślacza słów roku! Wybrałam czarne rurki i delikatny, miętowy sweterek, który dostałam od Alex. Przez najbliższe dni swetry nie będą mi potrzebne, więc muszę to wykorzystać. Włosy pozostawiłam w lekkich falach i nałożyłam ledwo zauważalny makijaż. Naturalność to podstawa.
„Jesteśmy pod Twoim domem. RUCHY DZIEWCZYNO! ((; ” – przeczytałam i zaśmiałam się pod nosem. Ubrałam się ciepło jak na początek lutego przystało, objęłam Jareda gadającego z moim tatą o możliwych wynikach meczu i wyszłam z domu. Faktycznie, auto Grace już stało na podjeździe. Nim zdążyłam otworzyć drzwi cała czwórka wyskoczyła i zaczęli mnie obściskiwać.
-Hahah, no też się stęskniłam! – zaśmiałam się. Serio, tak bardzo za tym tęskniłam!
-Najpierw jedziemy na pizzę. Znając życie baby muszą się nagadać, a nie chcę, żeby z kina nas wyrzucili. – zadecydował Scott, z którym wszyscy się zgodziliśmy.  
            Weszliśmy do naszej ulubionej pizzerii i zajęliśmy miejsce na uboczu, by nikomu nie przeszkadzać głośnym zachowaniem. Chłopacy poszli zamówić jedzenie, a my siedząc wygodnie rozmawiałyśmy.
-No to słuchamy. – zaczęła Grace z zachęcającym uśmiechem.
-Nie wiem od czego zacząć. Mimo tego, że ostatnio praktycznie siedzę tylko w domu to wiele się działo. Wiele osób się do mnie odezwało i dowiedziałam się rzeczy… nieprawdopodobnych.
-No dawaj, dawaj. Koniec już tego budowania napięcia. – zaśmiała się Em.
-Holly jest w ciąży, podejrzewa Lukasa albo Kevina. Któregoś dnia przyszła prosić mnie o pomoc, bym pogadała z Lukasem, bo ona nie da rady. Lukas twierdzi, że to na pewno nie jego dziecko. Przy okazji wyznał mi, że bardzo żałuje tego co się stało i nadal mnie kocha. – powiedziałam na jednym wydechu czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony przyjaciółek.
-Wow… - szepnęła jedna z nich.
-To faktycznie dużo się działo. A jak z Jaredem?
-Wszystko okej, dobrze nam się układa. – lekko się uśmiechnęłam.
-Ale to, że Evans w ciąży to bym nie pomyślała..
-Kto w ciąży?! Jessica, nie mów, że ty… - posłyszał Scott i od razu wyciągnął błędne wnioski.
-Oczywiście, że nie ona głuptasie! Evans!
-Ciszej.. – starałam się uciszyć Grace i przerwałam, bo w tym momencie Austin złapał swoją kurtkę i wybiegł z lokalu. Wszyscy spojrzeliśmy się na siebie.
-Ja pierdole, nie mówcie, że to on. – Scott wybiegł za nim.
            Siedziałyśmy we trzy tępo wpatrując się w stolik. Nie pomyślałam o tym, że to mógłby być Austin. Do cholery, chyba Holly by mi to powiedziała. I dlatego to było jeszcze dziwniejsze.. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. „Lukas” – powiedziałam bezgłośnie do dziewczyn, które podniosły swoje głowy.
-Tak?
-Jessica? Nie powiedziałem ci ważnej rzeczy o Holly kiedy u mnie byłaś. Ona nie może być w ciąży. Ani ze mną, ani z kimkolwiek innym.
-Jak to..? Chcesz powiedzieć, że..?
-Jest bezpłodna, sama mi to kiedyś powiedziała. I jak zwykle coś udaje.
-A skąd wiesz, że to ciebie nie oszukała mówiąc, że nie może zajść w ciążę?
-W sumie też prawda.. Jess, tęsknię.
-Lukas, nie zaczynaj.
-Proszę, możemy się spotkać? Dzisiaj? Jutro?
-Dziś nie mogę, jestem z dziewczynami. A jutro wyjeżdżam.
-Jak to wyjeżdżasz? – usłyszałam przerażenie w jego głosie. On to mógł wyjechać, a ja nie mogę?!
-Na kilka dni do Alex, odpocząć.
-Jak mam wytrzymać nie widząc cię kilka dni?
-Wytrzymałeś tyle czasu bez jakiegokolwiek kontaktu ze mną, to i teraz wytrzymasz. I radzę ci się przyzwyczajać. – odparłam sucho i rozłączyłam się.
Wyłączyłam komórkę i schowałam do torby. Nie miałam zamiaru za moment kolejnego telefonu od niego.
-Ale mu dowaliłaś. – zaśmiała się Emma.
-Jedziemy do Austina. Nie wyjadę stąd, dopóki to wszystko się nie wyjaśni. – zadecydowałam, popędzając moje przyjaciółki.
            Pod domem Austina stał samochód Scotta, a to oznaczało, że oboje tam byli. Nie zdążyłyśmy dojść do drzwi, bo wyszli, a po chwili Austin wrócił do siebie.
-Nie chce ze mną gadać. Trudno. Jadę do domu. Pa skarbie. – pożegnał się z Grace. – Cześć dziewczyny.
-Ja pójdę z nim porozmawiać. Nie czekajcie na mnie, mam blisko do domu.
-Jak chcesz. Miłej zabawy w LA. – pożegnałyśmy się.
            Powoli podeszłam do drzwi jego domu. W sumie czemu niby ze mną by chciał rozmawiać? Ale zaryzykuję. Delikatnie zapukałam i czekałam na reakcję.
-Scott! Mówiłem, że nie chcę o tym gadać! – krzyknął, ale mina mu zrzedła, gdy nie zobaczył Scotta, a mnie. – Jessica, przepraszam..
-A czy ze mną porozmawiasz?
Cicho westchnął.
-Wejdź.. – przepuścił mnie w drzwiach.
Jak zauważyłam w domu nie było ani jego rodziców, ani jego rodzeństwa.
-To nie tak na co wygląda.. – zaczął.
-A jak?
-Nie mogę być ojcem. Powiedziała, że nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Fakt, była wtedy pijana, ale brzmiała śmiertelnie poważnie.. – spuścił głowę.
-I ty jej w to uwierzyłeś? Lukasowi powiedziała to samo. Znając życie Kevinowi też. I co teraz? Któryś z was jest tatusiem. – złapałam się za głowę, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
-Wstyd mi przed tobą. Jak tak siedzę tu teraz i się dowiedziałaś, że w ogóle byłem zdolny z nią to zrobić.
Przemilczałam to i nie odezwałam się ani słowem. Racja Austin, jak mogłeś? Z nią.
-Co u ciebie? – spytał nieśmiało, tym samym zmieniając temat.
-Dobrze, dziękuję. Czuję się znacznie lepiej. Jutro jadę na kilka dni do LA do Alex. Myślę, że po tym będę gotowa i na tyle wypoczęta, by wrócić do szkoły. A u ciebie?
-Tęsknię za moją przyjaciółką. – uśmiechnął się lekko. – A jak ci się układa z Jaredem? – posmutniał.
-Też dobrze.
-Fajnie.. – mruknął.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 21:00.
-Muszę się zbierać. Późno już, a jeszcze spakowanie się i reszta.
-Jasne. Odprowadzę cię.
-Nie trzeba.
-Oboje dobrze wiemy, że i tak to zrobię. – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam.
            Szliśmy w ciszy. Pod nogami skrzypiał nam śnieg. Był okropny mróz. Już po minucie spędzonej na powietrzu nosy robiły się czerwone jak u Rudolfa.
-Słodko wyglądasz taka opatulona od stóp do głów. – parsknął śmiechem.
-Nie śmiej się! Zimno przecież! – także wybuchnęłam śmiechem.
-Brakuje mi tych naszych wygłupów.. – spoważniał, zatrzymując się przede mną. Spostrzegłam, że już jesteśmy koło mojego domu.
-Mi też. – uśmiechnęłam się.
-Dobrej nocy. I świetnej  zabawy w Los Angeles.
-Dziękuję. Trzymaj się. – objęłam go. Chyba go tym zaskoczyłam, bo dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.
            Po cichu weszłam do domu. I tak nikt by mnie nie usłyszał. Wszystko zagłuszały okrzyki mojego taty i Jareda dochodzące z salonu.
-O, już jesteś. – uśmiechnął się, przerywając śledzenie ruchów piłkarzy.
-Tak. Jestem bardzo zmęczona, pójdę się położyć.
-Gdy tylko mecz się skończy dołączę do ciebie, ale nie czekaj. Śpij słodko. – podszedł do mnie i złożył delikatnego całusa na moich ustach.
-Jasne, ty mój kibicu. –zaśmiałam się.
_________________________________
W ogóle nie podoba mi się ten rozdział. Według mnie jest za krótki i nieprofesjonalny, takie baju baju. /: Kolejna część będzie chyba miła, no bo prosto ze słonecznego LA :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
Poza tym chciałam powiedzieć, że wzięłam się za pisanie drugiego opowiadania. To był nagły pomysł i przypływ silnej weny, mam już kilka rozdziałów. Co więcej, bardzo różni się od tego opowiadania, bo jest to... fantastyka. Ale na razie nie zakładam bloga z nim. Może dopiero jak skończę tę historię.
Do następnego i czekam na komentarze! :*