poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 27.



Co się stało? Dlaczego wszystko mnie boli? A głowa to już w ogóle. Czuję na swojej dłoni czyjś dotyk. Ktoś głaszcze mnie, nawet chyba coś mówi. Ale co mówi? Czy ja już umarłam? Nie, po śmierci raczej nie odczuwałabym bólu. Mam ochotę otworzyć oczy, zobaczyć co się dzieje, ale nie mam na to siły. Lekko drgnęłam palcami, strasznie zdrętwiały, bo aż przeszły mnie ciarki. Teraz stopy – jedna, potem druga. Zaczęły też się „budzić” moje uszy. Teraz już na pewno wiedziałam, że ktoś się do mnie odzywa.
-Jessico… Kochana moja.. – usłyszałam już o wiele wyraźniej. Dokładnie poznałam, kto jest właścicielem tego głosu. Postanowiłam spróbować także się odezwać.
-Jared.. – w tym momencie otworzyłam oczy i go zobaczyłam. Od razu spostrzegłam, że jest niesamowicie zmęczony. Podkrążone oczy, zmierzwione włosy. Tylko uśmiech zdradzał mi, że to jest ten sam Jared co… kiedyś? Kiedyś, bo nawet nie wiem ile czasu minęło i jak tu trafiłam.
-W końcu się obudziłaś! Martwiłem się o ciebie moja śpiąca królewno… - przysunął się do mnie bliżej i delikatnie objął.
-Co się stało?
-Opowiem ci w swoim czasie, a teraz idę po lekarza. Zaczekaj chwilkę.
Minutę później do sali wszedł mężczyzna w białym fartuchu.
-Witaj Jessico. Jak się spało przez ostatni tydzień?
-Aż tydzień?
-Tak, dziś 8. stycznia. Ale nie zaprzątaj sobie teraz tym głowy. Odpoczywaj, jutro rano zrobimy podstawowe badania, ale myślę, że wszystko jest w porządku. Pamiętasz wszystko?
-Nie wiem co się stało. I jak to możliwe, że już tydzień po Nowym Roku? Ostatnie co pamiętam to dzień przed sylwestrem, który spędziłam z Jaredem w moim domu.
-To normalne. Co było dalej raczej już sobie nigdy nie przypomnisz. Ale jestem przekonany, że twój chłopak wszystko ci opowie. – uśmiechnął się najpierw do mnie, a potem do Jareda. – Tak więc zostawiam was samych.
Lekarz opuścił pomieszczenie, a Jared usiadł blisko mnie na moim łóżku.
-Usiądę sobie wygodnie, bo czeka mnie dużo do opowiadania. Dobrze, że leżysz, przynajmniej się nie przewrócisz z wrażenia.
-Jej, aż tak źle?
-Żebyś wiedziała. Na początku chciałbym cię bardzo przeprosić.
-Za co?
-Zaraz się dowiesz..
-A poczekaj jeszcze moment, wyjaśnij mi jedną rzecz, bo nie chcę palnąć gafy ani nic z tych rzeczy… Lekarz nazwał cię moim chłopakiem, czy w tym okresie co go nie pamiętam zaczęliśmy ze sobą być? Przepraszam, że nie pamiętam.
-Nie Jess, choć bardzo bym chciał… - uśmiechnął się.
-Hm, ja też.. – odpowiedziałam cicho, na co mój towarzysz jeszcze bardziej się uśmiechnął.
-Dobra, pora zacząć opowieść. Jest już bardzo późno, a zanim wzejdzie słońce musisz zdążyć się wyspać, bo znając życie będziesz miała rano wielu gości.
            Opowiedział mi o wszystkim. O rozpoczęciu imprezy. O tym jak ślicznie (według niego) wyglądałam. O tańcach, o odliczaniu, wspólnym piciu szampana z gwinta, o naszym pocałunku. Potem przeszedł do mojej reakcji na widok Lukasa, później jak pojechaliśmy do klubu i wydawało się, że do rana będziemy się razem świetnie bawić. Powiedział mi o sobie, ile tak naprawdę ma lat i w jaki sposób znalazł się w naszej szkole. Głupio mi było, bo na pewno ciężko mu było się do tego przyznawać, a przez moją pamięć musiał to robić drugi raz. Jak się okazało, Lukas za nami przyjechał, była awantura. Starał się mi powtórzyć każde słowo. No i przyszedł czas na najstraszniejszą część. Jak ten niejaki Smith porwał mnie do samochodu i chciał zrobić krzywdę.
-Wiem, że to moja wina. Nie powinienem cię tam zabierać, skoro wiedziałem jak niebezpieczne osoby możemy tam spotkać. Wybacz mi. Chciałbym cofnąć czas i sprawić, by ten sylwester był cudowniejszy i… niezapomniany. – powiedział i po sekundzie zaczerwienił się, bo zdał sobie sprawę z tego co powiedział.
-Hahahah, no fakt, niezapomniany to mógłby być. – wyszczerzyłam się i rozluźniłam tym atmosferę.
-Przepraszam. – uśmiechnął się słodko.
-Jared… Nie obwiniaj się. Nie twoja wina. Zresztą sam powiedziałeś, że to ja chciałam tam jechać, mimo tego że ostrzegałeś. Nie zadręczaj się. Nie mam ci nic za złe. A teraz powiedz mi kiedy ostatni raz byłeś u siebie w domu…
-Ymm…
-Jared?
-No tydzień temu. Co ty myślałaś, że cię tu zostawię?! Nigdy.
-Teraz jak się już obudziłam jedź do siebie i odpocznij. Wrócisz rano. – posłałam mu najszczerszy z moich uśmiechów.
-Nie. Obiecałem sobie, że już nigdy nie spuszczę z ciebie oka nawet na minutę.
-Hahah, nawet jak będę chciała iść do łazienki? – zaśmiałam się.
-Nawet wtedy będę ci towarzyszył. – wyszczerzył się.
-Pasuje mi układ nie rozstawania się z tobą ani na chwilę… - mrugnęłam do niego.
-Tak..?
-Tak. Ale teraz bierzesz taksówkę, bo w takim stanie nigdzie sam nie pojedziesz, jedziesz do domu..
-… biorę prysznic, przebieram się i doprowadzam do porządku, zaraz po tym wracam tu z powrotem do ciebie. – dokończył za mnie.
-Uparciuch. – wytknęłam mu język.
-Mam to po tobie.
Wstając przysunął się do mnie i delikatnie pocałował.
-Kocham cię, wiesz? – szepnął.
-Ja ciebie też kocham. – odpowiedziałam bez chwili namysłu i jeszcze raz go pocałowałam. Czułam jak przez pocałunek się uśmiecha. Po chwili spojrzał mi w oczy.
-Zaśnij sobie teraz, będę z powrotem za godzinkę. – dał mi całusa w policzek.
-Obudź mnie jak wrócisz.
-Zastanowię się. – wytknął mi język. – Śpij sobie. Pa, do zobaczenia.
-Uważaj na siebie, pa.
            Przymknęłam powoli oczy i postanowiłam faktycznie się trochę zdrzemnąć, bo mimo, że spałam tydzień, to byłam niesamowicie zmęczona. Nagle usłyszałam przez okno, jak na dworze (co oznacza, że musiało to być bardzo głośne, bo okno zamknięte, a moja sala mieściła się na którymś piętrze) Jared krzyczy: „Ona mnie kocha! Ona naprawdę mnie kocha!”. Zaśmiałam się sama do siebie i nawet nie wiem kiedy zasnęłam z uśmiechem na ustach.
*Oczami Jareda*
            Powiedziała mi to. Te dwa słowa, dziewięć liter. Ona naprawdę mnie kocha. Wysiadłem z taksówki pod moim domem i zapłaciłem kolesiowi mówiąc mu, że jeśli chce zarobić więcej, to ma poczekać, bo za pół godziny jadę z powrotem. Wbiegłem do domu, zrzucając z siebie i rozrzucając wszędzie moje ciuchy. W łazience szybko ogarnąłem się z prysznicem. Jakie to wspaniałe uczucie odświeżyć się po całym tygodniu. ( ;D ) Potem tylko szybko się wytarłem, wysuszyłem włosy, bo przecież nie będę czekać aż wyschną, ubrałem się i wybiegłem z domu.
-Najpierw niech pan mnie zawiezie do jakiejś całodobowej kwiaciarni. Jest taka w Nowym Jorku? – powiedziałem, wpadając do auta.
-Tutaj wszystko jest. Istnieje taka kwiaciarnia niedaleko stąd. Kilka minut i będziemy.
W kwiaciarni oczywiście nie kupiłem nic innego jak czerwoną różę dla Jess. Przemęczony kwiaciarz, który zapewne nie może doczekać się ranka i końca swojej nocnej zmiany, zawiązał na niej piękną, a delikatną kokardkę. Wróciłem z powrotem do taksówki.
-Teraz już do szpitala i więcej pana nie męczę.
-Heheh, oczywiście. – zaśmiał się kierowca i dodał gazu.
            Zachowując ciszę, otworzyłem szklane drzwi prowadzące na oddział, na którym leży moja ukochana. Migiem przemierzyłem korytarz i po cichu otworzyłem dobrze mi już znane białe drzwi. Oczywiście Jessica spała i nie miałem najmniejszego zamiaru jej budzić.
*Oczami Jess*
            Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i postanowiłam się nie ruszać, udając, że śpię. Nie miałam pewności czy to już Jared wrócił. Dopiero wtedy, gdy poczułam zapach jego perfum nie miałam co do tego wątpliwości. Ciekawe czy mnie obudzi. Zgaduję, że nie. Chwilę pokrzątał się po pomieszczeniu, nie wiem co robiąc, a po chwili już leżał na moim łóżku, wtulając się we mnie. Nie no, nie mogłam go tak oszukać..
-Nie śpię. – otworzyłam nagle oczy, uśmiechając się. Parsknęłam śmiechem, gdy zobaczyłam zdziwiony wyraz jego twarzy.
-Nieładnie tak oszukiwać. – pogroził mi palcem i pocałował. – Mam coś dla ciebie..
Odwrócił się i wyciągnął zza siebie piękną, czerwoną różę.
-Śliczna…
-Nie tak jak ty. – uśmiechnął się. –Jess, nie żartowałem, że chciałbym być z tobą, wiesz w jakim sensie. – ściszył głos.
-Ja też nie żartowałam, gdy powiedziałam, że też bym chciała…
-To zgadzasz się? – przysunął się do mnie bliżej.
-Oczywiście, przecież cię kocham. – wtuliłam się w niego i po jakimś czasie zasnęłam.
__________________________________
Hej! Może nie należy do najdłuższych, ale jak tylko dopadła mnie wena to usiadłam i dokończyłam rozdział, a nie ma co na siłę wypisywać bzdur. Mam nadzieję, że podoba wam się taki obrót spraw. ;p Nie będę się tu rozpisywać, tak bardzo chciałam dzisiaj dodać rozdział, że zaniedbałam lekcje i teraz muszę się spiąć i zrobić matmę i EDB. ;D Tak więc czekam na wiele komentarzy i może jakichś nowych obserwatorów, hmm? ;3 Do następnego ! Buźka ;*
ps. taka mała zapowiedź: oprócz "Logika serca jest niedorzeczna", będę dodatkowo już niedługo prowadzić bloga, ale nie w tym stylu, że jedno długie opowiadanie z rozdziałami, tylko opowiadanka, króciutkie, jedno z drugim nie mające nic wspólnego, tak na długość jednego rozdziału. :) Mam nadzieję, że tam również będziecie zaglądać. Dam Wam znać jak już będzie gotowy blog. :>
ps2. jest zapowiedź 28.
ps3. Uwielbiam Was! <3

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 26.



*Nadal narratorem jest Jared*
           
            Proszę, żeby nic jej się nie stało… - pomyślałem.  Od godziny chodzę po białym, zimnym korytarzu i czekam na jakiś znak. Za ścianą walczą o życie najważniejszej osoby w moim życiu. Jak mogłem do tego dopuścić?
            Lukasa gdzieś wcięło. Najpierw nawrzeszczał na mnie, że to tylko i wyłącznie moja wina, że jestem skończonym idiotą, egoistą i dupkiem. O dziwo po raz pierwszy się z nim zgadzam. Potem rzucił krótkie „jadę po resztę” i tyle go było widać. Ja na pewno się stąd nie ruszę, dopóki Jej nie zobaczę…
            Siedząc na krześle i wbijając wzrok w białą ścianę, usłyszałem skrzypnięcie drzwi. Sekundę później zobaczyłem lekarza. Od razu zerwałem się na równe nogi.
-Co z nią?
-Nie będę pana oszukiwać, że jest dobrze.
-Ale wyjdzie z tego? Proszę powiedzieć, że wszystko będzie dobrze..!
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by Jessica jak najszybciej się obudziła. Ma ciężki uraz głowy, sprawca musiał być zaopatrzony w coś bardzo ciężkiego i co więcej, użył dużo siły.
-Ile to może potrwać?
-Tydzień, dwa, miesiąc, a nawet więcej. Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Jest też ryzyko utraty pamięci, niewiadomo czy wszystko i wszystkich będzie pamiętać.
Zamarłem. Myśl, że mogłaby zapomnieć kim jestem i ile Ona dla mnie znaczy od dzisiaj nie będzie dawała mi spokoju.
-Ale najważniejsze, żeby się obudziła. W każdej chwili mogą nastąpić kolejne komplikacje.
-Dziękuję za informację. – powiedziałem cicho, bez pewności, że lekarz mnie usłyszał. – A czy mógłbym ją chociaż zobaczyć?
-Jesteś kimś z rodziny?
-Nie, ale… bardzo ją kocham. Proszę.
-No dobrze, tylko na chwilę.
Niepewnie złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi do pomieszczenia, gdzie była Jessica. Widok, który ujrzałem wywołał u mnie łzy spływające wolno po moich policzkach. Cieniak ze mnie. Powinienem być twardy, złapać ją za rękę i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale to by była oznaka tego, że tak naprawdę nie kocham jej nad życie. Usiadłem na krzesełku przy łóżku, głaszcząc Ją po policzku. Miała sine usta, pozbawione tego wspaniałego uśmiechu, który witał mnie codziennie. Powieki przysłaniały najpiękniejsze na świecie, błękitne oczy.
-Jess, jestem przy tobie. Jestem teraz i będę zawsze. Wybacz mi, że naraziłem cię na takie niebezpieczeństwo. Wybacz. Nie zasługuję na ciebie. Fakt, zmieniłem się, na lepsze, ale nigdy nie będę na tyle dobry, by na ciebie zasługiwać.
-W końcu dobrze gadasz. – usłyszałem za plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem Lukasa. – Masz czelność jeszcze tu przychodzić?!
-Popełniłem błąd i bardzo żałuję, ale czasu nie cofnę.
-Żałować to ty sobie teraz możesz, oboje wiemy, że to twoja wina.
-A właśnie, że nie tylko moja! – krzyknąłem. – Głównie twoja! Bo gdybyś się nie pojawił na imprezie, to w tym momencie nadal byśmy się z Jessicą świetnie bawili u Gabi!
-Ale wymówka. Żałosny jesteś.
-Nie prowokuj mnie.. Twoją winą też jest to, że sam się prosiłeś o to, żeby ci przywalić. Dlatego Smith mógł bez problemu ją porwać!
-Bla bla bla. Wiesz co jest najpiękniejsze? Dostałem drugą szansę. Mało prawdopodobne, że Jessica będzie wszystko pamiętać. Może akurat zapomni o tobie? Zapomni o tym, że wyjechałem? Tego nie przewidziałeś, prawda?
-Gdzie pojawił się ten cichutki, pokorny Lukasik, który prosił Jess o wybaczenie i 5 minut rozmowy? – zironizowałem. – Ona cię nie kocha. To, że prawdopodobnie straci pamięć nie znaczy, że wmówisz jej miłość.
-Ahaa..
- Myślałem, że dotarło do ciebie to co powiedziała?
-Niezupełnie.
-To masz problem.
W tym momencie wszedł lekarz i wygonił Lukasa. Do mnie podszedł i położył mi rękę na ramieniu.
-Słyszałem co do niej mówiłeś i potem rozmowę twoją i tego chłopaka.. Jeśli ona cię kocha, to prędzej czy później sobie o tym przypomni.. – uśmiechnął się lekko i wyszedł z sali.
            Podobnie jak Lukas zareagowały Grace i Emma. Twierdziły, że nie powinienem w ogóle przebywać w szpitalu. O dziwo Scott i Austin byli całkowicie po mojej stronie.
-W sumie to nie wiem czemu, ale cię lubię. – zaczął Austin, gdy siedzieliśmy na korytarzu podczas obchodu lekarzy. – Powinno być wręcz na odwrót, ale wiem, że Jess by tego nie chciała. Wierzę w twoją wersję wydarzeń. Po pierwsze to wina Lukasa, bo gdyby nie on to Jessica by nigdzie nie chciała jechać. Po drugie, oboje wiemy jak uparta potrafi być i to pewnie był jej pomysł, żeby jechać do klubu, prawda?
-To nie zmienia faktu, że mogłem jej nie słuchać i zdać sobie sprawę z niebezpieczeństwa.
-Trudno, uległeś jej.
            Rodzice Jessici nie obwiniali nikogo. Modlili się tylko o to, by szybko wróciła do zdrowia. Tak samo jej siostra oraz Will. Słyszałem rozmowę Austina z Willem. Chyba muszą się znać już jakiś czas.
-Jared.. – zaczęła Alex. – Niezależnie od tego czy to wina twoja czy Lukasa to wiem, że moja siostra cię kocha. Może i jeszcze ci tego nie powiedziała wprost, ale ja ją znam. Tak jak w ostatnim czasie nie zachowywała się jeszcze nigdy, naprawdę..
Nie wiedząc co powiedzieć przytuliłem ją przyjaźnie.
-Nie martw się tym co mówią Grace i Emma. Po przejściach Jess z Lukasem nie wierzą już żadnemu chłopakowi, który mówi, że ją kocha. – lekko się uśmiechnęła.
-Całkowicie je rozumiem.
*Tydzień później*
Stan Jessici lekko się poprawił. Lekarze starają się jak mogą robiąc różne badania. Od czasu, gdy wszedłem do szpitala tydzień temu, jeszcze ani razu go nie opuściłem. Z sali Jess wychodzę tylko wtedy, gdy lekarze mają obchód.
Właśnie głaskałem ją po ręce, śpiewając jakąś badziewną pioseneczkę, gdy podskoczyłem na krześle słysząc skrzypnięcie drzwi.
-Sorki, że przestraszyłem. Jak ona się czuje? – tia, to był Lukas.
-No a jak może się czuć, skoro jest w śpiączce?
-Ale jakaś poprawa nastąpiła?
-Tak, wszystko idzie w dobrym kierunku. Lekarz powiedział, że wszystkie najważniejsze rzeczy będzie pamiętać. Jedyne co może zapomnieć to takie rzeczy jak różne hasła, numery i tak dalej.
-To dobrze. Chciałem też przeprosić za to jak wtedy się do ciebie odzywałem.  Nie powinienem mówić takich rzeczy, zwłaszcza w zaistniałej sytuacji. Nie wiem co mnie poniosło. Po prostu nie mogę się pogodzić, że ją straciłem.
-Uwierz, wiem co czujesz. Gdy cię wtedy zobaczyłem, ogarnęło mnie takie same uczucie. Bałem się, że do siebie wrócicie.
-Tak naprawdę nigdy nie byliśmy razem. Zanim wszystko zdążyło się rozkręcić, wyjechałem.
-Wytłumacz mi, jak to zrobiłeś?
-Teraz patrząc z perspektywy czasu to nie wiem. Nie wiem jak mogłem zrobić jej takie świństwo. Bez pożegnania, wytłumaczenia się. Gdybym wszystko jej wyjaśnił, powiedział gdzie wyjeżdżam i utrzymywał z nią kontakt, byłoby lepiej. Ale myślałem, że moje rozwiązanie będzie jeszcze lepsze.
-A teraz? Zostajesz w Nowym Jorku?
-Muszę. Wczoraj rodzice podjęli decyzję, że wracamy.
-Rozumiem.
-Nie masz się czego obawiać. Jess sama o sobie decyduje. Ale od razu mówię, że jeśli postanowi dać mi jeszcze szansę, nie będę się sprzeciwiać.
-No tak. Mógłbyś zostawić nas samych?
-Ok, już nie przeszkadzam. Cześć.
Spojrzałem na nią. Zmieniła się przez ten tydzień. Usta już nie były sine, tylko lekko zaróżowione. Tak samo policzki. Mam nadzieję, że niedługo zaszczyci mnie swoim spojrzeniem i uśmiechem.
-Kocham cię. – szepnąłem i zrobiłem wielkie oczy, bo w tym momencie jakby delikatnie się poruszyła…
______________________________
Joł ;* Troszkę krótki, ale zrobiłam tak, bo po pierwsze chciałam skończyć w tym momencie, a po drugie jutro wyjeżdżam na tydzień i nie będę miała z czego dodać, więc nie chciałam, żebyście tyle czekały na nowego ;P 
Btw, jak się podoba? Zawsze mogłoby być lepiej, prawda? Ale chyba jest ok. Narazie zapowiedzi 27. nie będzie, bo jeszcze tak szczegółowo nad nim nie myślałam. 
Do nast. ;* Bye ♥