-Ty?
Pomocy? W dodatku ode mnie? – zironizowałam zdziwienie.
-Proszę.
Możemy spokojnie usiąść i porozmawiać?
-Wejdź..
– westchnęłam i przepuściłam blondynkę w drzwiach.
Idąc
z nią w stronę mojego pokoju zastanawiałam się tylko, co takiego mogło się
stać, że Holly Evans do mnie przychodzi. W dodatku z takim tekstem i po tym co
się stało kilka miesięcy wcześniej. Usiadła na krześle, ja zajęłam miejsce na
łóżku. Jareda akurat nie było, nadal razem z Willem bawili się w odśnieżanie.
-A
więc..? – odezwałam się.
-Nie
wiem od czego zacząć. Wiesz, dużo się wydarzyło od tamtej pory kiedy miałyśmy
ze sobą do czynienia. Przede wszystkim ja się zmieniłam…
-Jakoś
trudno mi w to uwierzyć, ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. –
odpowiedziałam i przerwałam, bo zaprzeczyłam sama sobie. Przecież Jared się
zmienił…
-Uwierz,
zmieniają..
-Co
cię niby tak zmieniło?
-O
czymś się dowiedziałam.
-Czyli?
-Nie
wiem jak to powiedzieć. No spójrz na mnie. Nic nie widzisz?
Zmierzyłam
ją wzrokiem od stóp do głów. Wyglądała jak zawsze. Chociaż trochę przemęczona?
I ubrała się jakoś jak nie ona. Nie ma obcisłej bluzeczki i mini, tylko zwykłe
jeansy i luźną koszulkę.
-Hmm..
-Wiem,
że zauważyłaś zmianę. Jessica, ja jestem w ciąży.
Myślałam,
że spadnę z łóżka. Kto jak kto, ale ona nic a nic nie pasowała do roli mamusi.
-Z
kim? – to pytanie samo wypłynęło mi z ust.
-Nie
wiem.. To znaczy, wydaje mi się, że z Kevinem to za późno, to musiało być
wcześniej. Mam na myśli Lukasa.
Szczerze?
Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Z tej sytuacji i że nie wie z kim.
-No
to ładnie.
-Pomóż
mi…
-Teraz
do mnie przychodzisz z podkulonym ogonem? A po drugie, jak?
-Nie
wiem. Nic nie wiem. Przytyłam. Niedługo wszyscy
to zauważą. Wywalą mnie z cheerleaderek. Już prawie nie dopinam stroju..
-To
tylko i wyłącznie wina twoja i twojego… partnera.
-Dlaczego
się nie wściekasz?
-A
dlaczego miałabym się wściekać?
-No
wiesz… Lukas jest podejrzany. I teraz kiedy on wrócił ja znów to psuję i
komplikuję.
-Mało
mnie to obchodzi, z Lukasem już nic mnie nie łączy.
-Jak
to?
-Normalnie.
Zakochałam się w kimś innym i obecnie jestem szczęśliwa.
-Aha,
jednak Jared.
-Właśnie,
więc z Lukasem załatwiajcie to sobie sami.
-Pogadasz
z nim?
-Co?
Czemu ja?
-Proszę..
Ja muszę poinformować Kevina, nie każ mi tego przechodzić dwa razy.
-Zastanowię
się. A teraz pozwól mi odpocząć, takie mam polecenie od lekarza.
-Przemyślisz
to i pogadamy jutro?
-Dobra,
przyjdź do mnie o tej samej porze co dziś.
-Dzięki…
Sama nie wiem co mam o tym wszystkim
myśleć. Skoro ciąża jest wczesna, powinien być to Kevin a nie Lukas. Bo
możliwe, żeby Lukas był takim świnią i podrywał mnie, jednocześnie sypiając z
Holly? A co ja się przejmuję? Nie mój problem. Na szczęście moje przemyślenia
przerwał Jared.
-Wróciłem,
tęskniłaś? – powiedział, całując mnie w policzek.
-Oczywiście,
jak zawsze. – uśmiechnęłam się.
-A
co robiłaś?
-Nie
uwierzysz, miałam gościa.
-Lukas..?
– spytał szorstkim i „zazdrosnym” tonem.
-Niee.
Holly Evans. Wiesz, jest w ciąży i nie wie z kim.
-Serio?
I dlaczego przyszła z tym do ciebie?
-Bo
myślała, że nadal jestem z Lukasem i poza tym to ja mam mu to powiedzieć, że
jest jednym z podejrzanych.
-Nieźle.
-Jeśli
nie masz nic przeciwko pójdę jeszcze nacieszyć się moją siostrą.
-Jasne,
ja się może zdrzemnę. Wykończony jestem. Obudź mnie jak będą odjeżdżać.
***
-Jak
to sytuacja kryzysowa potrafi zmienić człowieka.. – pokiwała głową Alex.
-Racja.
Jak myślisz? Mam jej pomóc chociaż tym, że porozmawiam z Lukasem?
-Nie
jesteś taka wredna jak ona, pomagasz ludziom i pewnie i tym razem to zrobisz.
Uśmiechnęłam
się lekko, składając szary sweter siostry w kostkę.
Przez kolejne dwie godziny
układałyśmy ciuchy Alex i Willa w walizkach. W międzyczasie kilka razy mama
wchodziła pytać się, czy nie jesteśmy głodne.
-Gdzie
Will i Jared? Zamarzli tam na tym podjeździe? – spytała któregoś razu.
-Już
dawno wrócili, Jared poszedł się położyć.. –odparłam wstając i idąc w stronę
mojego pokoju. Wystarczyło, że zobaczyłam ten widok i zakrztusiłam się
śmiechem.
-Z
czego się śmie…? – nie dokończyła Alex. – Hahahahah, a to śpiochy!
Oboje
leżeli na moim łóżku, przykryci kocem, lekko pochrapując.
-Ah
jaka szkoda, że muszę im przerwać.. – mruknęłam cicho. – Wstawać!
-CO?!
– wzdrygnęli się, wstając na równe nogi.
-Ale
jesteście.. – Jared zrobił naburmuszoną minę, która zniknęła zaraz po tym jak
dostał od mnie buziaka.
-Oj
te wasze wygłupy.. – pokręciła głową mama. – Chodźcie na dół na obiad, bo potem
nie zdążycie.
Nawet nie zauważyłam kiedy, a już
musieli się zbierać na lotnisko. Oczywiście ja nie mogłam z nimi jechać, bo jak
twierdzą, to przemęczenie dla organizmu. Tia.
-Nie
smutaj, przecież zostanę z tobą. – Jared objął mnie i pocałował w czoło.
-Do
zobaczenia. – Alex wyściskała mnie chyba z zapasem na najbliższy czas rozłąki.
-Trzymaj
się mała. – Will przytulił mnie na pożegnanie.
*
-Co
masz ochotę robić? – spytał z uśmiechem.
-Sama
nie wiem, wystarczy byś był obok. – wtuliłam się w jego tors.
-To
proponuję twoje wygodne łóżko, zacisze twojego pokoju i…
-I..?
– nie wiedząc czemu zarumieniłam się.
-Miałem
na myśli małą drzemkę, ale widzę, że coś innego chodzi ci po głowie. –
wyszczerzył się.
-Wcale
nie! – szybko zaprzeczyłam, robiąc z siebie jeszcze większą idiotkę.
-Oj
kochanie, oboje wiemy o czym pomyślałaś. – wytknął mi język i dodatkowo zaczął
mnie łaskotać.
-Lepsze
to niż drzemka, a ty przecież spałeś przez co najmniej dwie godziny!
-Z
tobą to co innego, Will nie jest skory do dzielenia się kołdrą…
Wybuchnęłam
śmiechem, ale zaraz zostałam uciszona ustami mojego towarzysza. Nawet nie
zauważyłam kiedy, a Jared był już nade mną i całował mnie coraz bardziej
łapczywie, a wciąż znajdowaliśmy się w salonie na kanapie..
-Jesteśmy!
– usłyszeliśmy oboje głos mojego taty i odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni,
sekundę później rzucając sobie znaczące spojrzenia.
-Co
wy tu robiliście? Jejku, trzeba chyba obniżyć temperaturę w domu, wyglądacie
jak czerwone raki. – jak zwykle moja mama przewrażliwiona i opiekuńcza.
-Beth,
naprawdę uważasz, że kolor ich policzków jest od tego? - tata musiał wcisnąć swoje pięć groszy.
-No
a od czego? – zdziwiła się.
Tatuś
spojrzał tylko na nas z uśmiechem, przez co jeszcze bardziej niż wcześniej
oblałam się rumieńcem.
Poszliśmy na górę. Za oknem już
zapadał zmierzch, więc pociągnęłam rolety w dół. Ułożyłam się wygodnie na łóżku
i zamknęłam oczy.
-Możemy
kontynuować tutaj… - usłyszałam uwodzicielski głos, a jego ręka już powędrowała
na moje biodro.
-Chcesz,
żeby ktoś wszedł? – zaśmiałam się.
-Ale
skarbie.. – zrobił oczka szczeniaczka. Pokiwałam przecząco głową z wytkniętym
językiem, po czym wstałam i otworzyłam
szafę szukając piżamy.
-Wredota.
– powiedział, po czym wybuchnął śmiechem.
***
Następnego
dnia.
-Halo?
– odebrałam telefon, ziewając przy tym.
-Obudziłam?
Wybacz siostro. – usłyszałam wesoły głos Alex. Czyżby już się stęskniła?
-Nie
szkodzi. O co chodzi?
-Chciałam
cię tylko poinformować, że za tydzień w czwartek przyjeżdżacie z Jaredem tutaj
do nas na kilka dni, do LA..
-No
co ty?
-Nie
daj się dwa razy prosić, rodzice się zgodzili.
-Serio?
-Tak,
dzwoniłam do nich przed chwilą.
-Skoro
tak to… ale super! – krzyknęłam do słuchawki. Usłyszałam tylko jej śmiech. W
tym samym momencie zobaczyłam, że Jared też już się obudził.
-Jeszcze
się zdzwonimy. Teraz idę spać, jestem wykończona po podróży. Miłego dnia i
powodzenia tam z Evans.
Rozłączyłam
się i wtuliłam w tors Jareda, opowiadając mu o dobrej wiadomości. Uśmiechnął
się szeroko na myśl o kilku dniach „urlopu” w Los Angeles.
*
-Ok,
pomogę ci. W sumie to nic szczególnego, że porozmawiam z Lukasem, więc tyle
mogę dla ciebie zrobić.
-Naprawdę?!
Dziękuję Jessica, to dużo dla mnie znaczy, nie potrafiłabym spojrzeć mu w oczy.
Mam nadzieję, że on nie jest ojcem.
-Tylko
oni są na liście kandydatów na tatusia? – spytałam, ale chyba nie zabrzmiało to
zbyt miło.
-Nie
przypominam sobie innych. – odparła zmieszana. –Nie, raczej nie.
-Dobra.
To zawieź mnie do Lukasa, załatwię to od razu.
-Jeny,
już?
-A
na co mam czekać? Przecież to moje zadanie, a nie twoje, prawda? No dalej.
Do domu Lukasa miałam blisko, ale
wolałam, żeby Evans była w pobliżu, w końcu to jej interes załatwiałam.
Opatulona szalikiem zadzwoniłam do jego drzwi. Pamiętam jak pewnego czasu dość
często tu bywałam, ale ten okres trwał bardzo krótko, nie zdążyłam się
przyzwyczaić.
-Witaj
Jessico. Zawołać Lukasa? – otworzyła jego babcia.
-Dzień
dobry, tak, dziękuję. Muszę z nim tylko o czymś porozmawiać.
-Wejdź
proszę i poczekaj, zaraz zejdzie do ciebie. Może coś do picia?
-Nie,
dziękuję. – uśmiechnęłam się lekko.
-Jess?
– jego mina była… dziwna. Pomieszanie radości, wielkiego zdziwienia i
zmieszania.
-Możemy
pogadać?
-Jasne,
chodź.
Ściągnęłam
płaszcz i buty, po czym powędrowałam za nim. Usiadłam spokojnie w fotelu.
Głupio się czułam, zapewne zaraz mocno się zdziwi jak się dowie o tym, co
chciałam mu powiedzieć.
-Co
się stało? – zaczął.
-Przyszłam
nie w mojej sprawie. Jestem powiedzmy pośrednikiem. Chodzi o Holly, twoją…byłą.
-Aha..
– miałam rację, tego się nie spodziewał.
-Wiesz,
powiem prosto z mostu. Ona jest w ciąży, podejrzanym jesteś ty i Kevin.
-Że
co?! – krzyknął i gwałtownie wstał. – Jakie w ciąży?! I że niby ja ojcem? Nigdy
w życiu!
-Powodzenia. Testy DNA was czekają..
-O
matko. – złapał się za głowę i z powrotem usiadł.
Nie
odzywaliśmy się przez dobre kilka minut. Myślał. W tym czasie mogłam go
poobserwować. Wróciły wspomnienia sprzed kilku miesięcy. Już nie bolały. No ale
czas nie goi ran, tylko przyzwyczaja do bólu. Kto by pomyślał, że to tak się
potoczy. Nie znałam Jareda, dużo czasu spędzałam z Austinem, który też
oczekiwał czegoś więcej niż tylko przyjaźni. Wysyłałam mu głupie sygnały dające
nadzieję, po czym byłam z Lukasem, który i tak po kilku tygodniach wyjechał bez
słowa. A teraz? Zauważyłam, że nie mam czasu dla przyjaciół, Evans przeszła
metamorfozę charakteru i zaszła w ciążę, z Lukasem jakbyśmy się nie znali,
przynajmniej z mojej strony tak jest, no i mam Jareda. Plus ten wypadek w sylwestra.
Ktoś by powiedział, że przynajmniej nie wieje nudą…
-Dlaczego
ty nie mogłaś zajść w ciążę ze mną? Wtedy to nawet bym się cieszył.. – przerwał
moje przemyślenia. Zaniemówiłam. Po chwili spostrzegłam, że miałam otwartą
buzię. – Przepraszam, mogłem tego nie mówić.
-Okej.
Przyszłam tu, bo Holly mnie poprosiła, sama nie dała by rady ci tego
powiedzieć. Może akurat ojcem jest Kevin. To wczesna ciąża, więc nie wiem
dlaczego podejrzewa ciebie. Po prostu masz wiedzieć, żeby potem nie było
zdziwienia. Wszystko się rozwiąże za kilka miesięcy. A teraz muszę już iść.
-Nie
zostaniesz chociaż na chwilę? Zapewne mamy sobie dużo do powiedzenia.. –
spojrzał na mnie.
-Przepraszam,
ale Holly czeka w samochodzie.
Wstałam
i już chciałam wychodzić, ale złapał mnie za nadgarstek. Wiedziałam, że to nic
dobrego nie wróży.
-Wróć
do mnie. Daj mi jeszcze szansę. Proszę.
Spojrzałam
na niego. Nie ukrywam, wygląda źle. Niewyspany, smutny, przybity… jakby ktoś
zabrał mu sens do życia. Spuściłam wzrok. Kontynuował swój monolog:
-Ucieczka
z NY to był największy błąd w moim życiu. Straciłem przez to wszystko,
straciłem ciebie. Nie wiem co wtedy sobie myślałem. Nie odtrącaj mnie. Uwierz,
tamten czas był dla mnie tak samo trudny jak i dla ciebie, zastanowiłbym się
czy nie gorszy, bo to przecież ja musiałem podjąć decyzję o wyjeździe, a tak
bardzo cię kochałem. Poprawka, nadal cię kocham.
-Lukas..
– jęknęłam.
-Jess…
-Jestem
z Jaredem i on jest dla mnie ważny.
-Ale
przypomnij sobie jakie uczucia żywiłaś do mnie. Te byłem dla ciebie ważny,
prawda? Powiedziałaś, że mnie kochasz, a takich słów nie wymawia się ot tak. –
w tym momencie zdałam sobie sprawę, że mam mokre policzki.
-Przepraszam
Lukas, nic z tego nie będzie. Może wtedy kilka miesięcy temu pomyliłam się co
do uczuć do ciebie. – podciągnęłam nosem i wybiegłam z jego pokoju, potem z
jego domu.
Cały wieczór siedziałam jak struta
przed TV. Musiałam chyba wybrać bardzo nudne kanały, bo Jared aż zasnął. Jak
Lukas mógł? Po takim czasie mówi mi takie rzeczy? W sumie wcześniej nie miał
kiedy mi powiedzieć, nie dawałam mu dojść do słowa. Ale nie chcę, żeby to
cokolwiek zmieniło. Nie mogę zranić kolejnej, trzeciej już osoby. Widząc, że
Jared się budzi, uśmiechnęłam się.
-Mmm,
śniło mi się LA.. – rozmarzył się.
-Hahah,
za dużo o tym myślisz.
-Ej,
nie mogę się doczekać. Zwłaszcza, że z tobą… - mruknął mi do ucha.
_________________________________
WAŻNE:
Może być? Chciałam tylko powiedzieć, że jestem zawiedziona. Wcale nie miałam ochoty dodawać tego rozdziału po takiej liczbie komentarzy, która z posta na post spada. Co się dzieje? Albo nie czytacie, albo Wam się już przestało podobać. Uważam, że blog, który ma już prawie 30 rozdziałów na koncie ma więcej czytelników, komentatorów. Wkładam w niego wiele pracy, a nie zyskuję kilku słów opinii i kopa weny. Oczywiście nie mówię o wszystkich i dziękuję tym co skomentowali. Jak tak dalej pójdzie, to nie, nie zawieszę bloga, ale obrócę akcję tak, że opowiadanie szybko się skończy, po czym zacznę pisać nową historię, postarałabym się o bardziej ciekawszą skoro ta nie spełnia wymagań. Proszę tylko o kilka sekund z Waszej strony i małą opinię do treści. Uwielbiam komentarze, w których czytelniczki zastanawiają się co będzie dalej i opowiadają swoje teorie. Aż chce mi się wtedy pisać, zastanawiając się, czy taka akcja też Wam się spodoba. Przepraszam, że tak się nudno rozpisałam, pewnie nie chciało Wam się tego czytać. :D I z góry dziękuję tym co czytają, komentują i polecają mojego bloga ;3
Andzia.